25. Nowy problem.


Nachyliłem się i czule pocałowałem Martynę. Spojrzałem w jej brązowe oczy. Były takie śliczne.
- Dasz radę dojść do samochodu?
- Tak Piotruś, chodźmy.
Powoli ruszyliśmy w stronę wyjścia. Kilka minut później byliśmy na parkingu. Otworzyłem drzwi i pomogłem wejść Martynie.
- Gdzie sobie pani życzy?- Zapytałem siadając na miejscu kierowcy. Chciałem odciągnąć myśli od sytuacji.

Martyna siedziała na kanapie. Była czymś zasmucona. Postanowiłem jednak, że zostawię ją przez chwilę samą... Zacząłem zastanawiać się co byłoby, gdybym jej nie poznał? Dalej oglądałbym się za wszystkimi dziewczynami? Tego nie wiem i już się nie dowiem. Mimo tego jestem o wiele bardziej szczęśliwy niż kiedyś. Wiem jedynie, że nie byłoby mnie tu i teraz. Nie byłoby tyle cudownych chwil. Nie byłoby tego wspaniałego uczucia. Po prostu nie byłoby nas. Za to wszystko jestem jej bardzo wdzięczny. Nauczyła mnie jak bezgranicznie kochać drugą osobę.
Wróciłem do Martyny i usiadłem koło niej.
- Wydaje mi się czy jesteś smutna? - powiedziałem z zaciekawieniem.
- Czemu to wszystko nam się przytrafia? - powiedziała smutno.
- Martyna, przecież to mógł być każdy.
- Nie każdy ma takiego ojca. - odpowiedziała ze łzami w oczach.
Przytuliłem dziewczynę, a ona oparła swoją głowę o moje ramię.
- Dziękuje, że jesteś ze mną. - Powiedziała cichym głosem pochlipując.
Było około 22. Martyna spała od dwóch godzin. A ja? Nie mogłem zasnąć. Kręciłem się z boku na bok, myśląc o... Właśnie. Nie chciałem o tym myśleć, jednak wszystko kierowało się ku temu. Co jeśli to moja wina? Może to przeze mnie Martyna mogła stracić dziecko? Nie opiekowałem się nią jak trzeba? Czy to wszystko nie dzieję się za szybko? Minęła 23... 24... Ciągle nie spałem.


Rano czułem się fatalnie. Jakbym przebiegł maraton. Martyna jeszcze spała. Nic dziwnego, była dopiero 5:20. Wypiłem kawę i pocałowałem dziewczynę w czoło na pożegnanie. Pół godziny później byłem już w stacji.
- Dzień dobry doktorze. - Powiedziałem do siedzącego za biurkiem Wiktora. Nie był on jednak sam. Na przeciwko niego siedział mężczyzna w okularach. Nie zastanawiając się jednak, poszedłem się przebrać. Kilka minut później przyszedł Adam.
- Stary co to za facet? - Zapytałem.
- Sam nie wiem. Pierwszy raz go widzę. Chodź już, mamy wezwanie.
Kilkanaście minut później mogliśmy już wracać do bazy.
- 21S pacjent odmówił przewiezienia do szpitala. - Powiedział Wiktor do centrali. Chwilę potem, mieliśmy jednak kolejne wezwanie... Kilka godzin później udało nam się w końcu wrócić. Nie na długo zresztą.
- Dwa samochody zderzyły się w centrum. Kilka osób jest rannych.
- Przyjąłem, jedziemy.
- Coś dzisiaj mamy dużo tych wyjazdów. To już chyba dziesiąte! - Powiedziałem.
- Dwunaste. - Dodał Adam.
- Liczyłeś? - Zaśmiałem się.
- Strzelałem.
- Dobra, koniec tych żartów, chodźcie już... - Odparł Wiktor.
W ciągu tego dnia mieliśmy jeszcze kilka wezwań. Przebrałam się z powrotem w swoje ciuchy i wyszedłem z bazy. Wsiadając do samochodu wybrałem numer do Martyny.
- Cześć kochanie - powiedziałem. - Jak się czujesz?
Wyjeżdżając z parkingu, nie zauważyłem samochodu z naprzeciwka. Zatrzymałem się w ostatniej chwili. Wysiadł z niego mężczyzna. Wyglądał mi znajomo.
- Co pan wyprawia! To jest droga, a nie plac zabaw! - Krzyknął oburzony i poszedł sprawdzić czy na jego samochodzie nie ma żadnego wgniecenia ani zarysowania.
- Przecież nic się nie stało. - Powiedziałam.
- Wie pan ile ten samochód kosztował? Kto w ogóle dał panu prawo jazdy!
- Ale niech się pan nie denerwuje, to tylko na zdrowie szkodzi.
- Doskonale wiem co szkodzi na zdrowie w przeciwieństwie do pana! Do widzenia! - Krzyknął i wrócił do swojego samochodu.
- Do widzenia. - Powiedziałem i również wróciłem do samochodu.


Cały dzień przeleżałam w łóżku. Czułam się źle. Nie tylko z powodu złego samopoczucia, ale też samotności. Przez cały dzień z nikim nie rozmawiałam. Brzuch bolał mnie przez cały czas. Na szczęście nie tak mocno. Myślałam o moim dziecku. Nie zniosłabym poronienia. Zastanawiałam się też, jakie znaczenia miał ten sen? Czy to prawda? Czy faktycznie poronię? Boję się. Najzwyczajniej w świecie się boję. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Musiałam wziąć tabletki. Poczułam się gorzej. Nie miałam siły wrócić z powrotem do pokoju. Usiadłam na krześle. W tym momencie usłyszałam trzask drzwiami.
- Piotrek? - Próbowałam krzyknąć. Chłopak natychmiast pojawił się w progu kuchennych drzwi. - Pomożesz mi?
- Pewnie. Co Ty tu robisz? Przecież miałaś leżeć.
Piotr pomógł mi wstać i dojść do łóżka.
- Oj, Martynka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz