Tykanie zegara było coraz bardziej nie do zniesienia. Kilkanaście minut spędzonych na szpitalnym korytarzu wydawało się wiecznością. Nie wiedziałem co dzieje się z Martyną, a świadomość o możliwości poronieniu dziewczyny dołowała mnie jeszcze bardziej. W końcu z sali wyszła Marta.
- Co z nią? - Spytałem.
- Będzie dobrze. - Uśmiechnęła się sztucznie.
- Marta nie strasz mnie.
- Prosiła, aby Ci na razie niczego nie mówić.
- To znaczy, że się obudziła?
- Tak, niczego więcej nie mogę Ci jeszcze niestety powiedzieć, przepraszam. - Kobieta odeszła. Nikt nie chciał udzielić mi informacji o Martynie i dziecku. Usiadłem z powrotem na krześle. Przypomniał mi się jej sen. A co jeśli to prawda? Co jeśli naprawdę stracimy dziecko? Siedziałem tak przez najbliższą godzinę. Nagle w korytarzu zobaczyłem rodziców dziewczyny. Wiedziałem, że nie obejdzie się bez kłótni. Tak też było.
- Co z nią? - Dopytywał się ojciec.
- Nie wiadomo.
- Bo nie umiesz czegoś dowiedzieć! - Zdenerwował się.
- Niech się pan tak nie denerwuje. I tak już Martyna jest tutaj przez pana. - Ojciec Martyny spojrzał na mnie wrogo, po czym poszedł do lekarza.
- Nic panu nie powiedzą. - Jedynie krzyknąłem. Miałem rację. Po chwili mężczyzna wrócił, burcząc coś pod nosem.
- Zachciało wam bawić w rodziców, to teraz macie! - powiedział do mnie ciszej niż zwykle, ale gorzko.
Darowałem sobie odpowiedź.
Znów usiadłem na swoim krześle, zastanawiając się co jest w tym wszystkim złego. Minęła kolejna godzina czekania. Dlaczego to wszystko tyle trwa? Powoli wydawało mi się, że przesiedzę tu całą noc. Jednak na końcu drugiego korytarza dostrzegłem Martę. Powiedziała, że niedługo będę mógł do niej wejść.
- Chciałabym Ci jeszcze coś powiedzieć. - Przeszliśmy do gabinetu na przeciwko.
- Coś się stało?
- Nie, ale... - Tu na chwile się zacięła. - Ciąża Martyny jest zagrożona.
- To znaczy, że..
- Nie Piotrek. Przez jakiś czas musi się po prostu oszczędzać.
- Rozumiem. To może ja już do niej pójdę.
- Piotrek jeszcze jedno, Wiktor nie może się do Ciebie dodzwonić. Prosił, byś do niego oddzwonił w wolnej chwili. - Dodała na końcu. Z tego pośpiechu nie zabrałem ze sobą telefonu. Jednak nie myślałem teraz o tym. To co powiedziała Marta wydawało mi się odległą rzeczywistością... Humor mi się nieco poprawił, kiedy w końcu pozwolono mi wejść do Martyny. Smutna leżała na łóżku.
- Jak się czujesz?
- Lepiej. - Powiedziała cichym głosem. - Przepraszam, że Ci nie powiedziałam. Nie chciałam
Cię martwić.
- Czasem mam wrażenie, że jesteś zbyt dobra. - Uśmiechnąłem się.
- Dowcipnisiu! - Udało mi się ją pocieszyć. Przez kilka minut panowała cisza. Spoglądaliśmy sobie głęboko w oczy. Milczenie przerwała wchodząca Marta.
- Mam wyniki ostatnich badań. - Powiedziała. - Najlepsze nie są ale z pewnością możesz wracać do domu.
-Dzięki, jesteś wspaniała. - Ucieszyła się Martyna.
- Jak będziesz wychodziła, przyjdź proszę jeszcze do mnie na chwilę. Muszę z Tobą porozmawiać.
- Oczywiście, mam się bać?
- Może... - Odparła i tajemniczo wyszła z sali. Ewidentnie jest czymś zasmucona... Pomogłem Martynie wstać z łóżka. Była jeszcze słaba. Ledwo trzymała się na nogach. Powoli wyszliśmy z pokoju. Na korytarzu czekali rodzice dziewczyny.
- Martynka! Jak się czujesz? -Zapytała troskliwie jej matka.
- Bywało lepiej. - Odpowiedziała obojętnie. Wiedziałem, że nie chce z nimi rozmawiać. Przecież to właśnie przez nich mogła stracić dziecko.
- Co ty narobiłaś? Zniszczyłaś sobie całe życie! - Krzyknął ojciec.
- Niech pan już lepiej nic nie mówi! - Odezwałem się. Martyna szła wolno, trzymając się mnie. Jedną ręką trzymała się za brzuch.
- Wszystko dobrze?
- Tak Piotruś, chodźmy.
Gabinet, w którym znajdowała się Marta, znajdował się na drugim końcu szpitala. Po dłuższej chwili, byliśmy we właściwym miejscu.
-Możesz mnie puścić, poradzę sobie. - Zdecydowała Martyna. Ostrożnie zabrałem swoje ręce, a dziewczyna, podpierając się ściany, weszła do izby przyjęć. Usiadłem obok starszego mężczyzny. Cóż, zapach nie był zbyt przyjemny... Kilka minut później korytarzem przechodził Wiktor.
- Piotr, co z Martyną? - Zapytał z pośpiechu.
- Jej ciąża jest zagrożona. - Powiedziałem bez zastanowienia.
- Ciąża?
Całkiem zapomniałem, że Wiktor o niczym nie wie. Martyna nie chciała mu na razie mówić. Lekarz zatrzymał się zdziwiony.
-Martyna jest w ciąży.
- Dobra Piotrek, muszę lecieć, mam wezwanie. Pogadamy jutro. - Odszedł szybkim krokiem. - Aha i nie spóźnij się.
Weszłam do izby. Marta miała akurat pacjenta. Usiadłam na najbliższym krześle. Czułam się słabo. Choroba i myśl o możliwości poronieniu przytłaczały mnie jeszcze bardziej.
- ... TK głowy, kręgosłupa, brzucha i monitorujemy ciśnienie. Zabieramy panią na OIOM. - Powiedziała Marta do pielęgniarek. - Martyna już jesteś. - Kobieta usiadła na przeciwko.
- Chciałaś ze mną porozmawiać.
- Tak, dobrze, że jesteś. - Zmartwiła się. - Zdajesz sobie sprawę z powagi sytuacji?
- Pewnie, że tak, tylko nie rozumiem czemu jesteś taka przygnębiona?
- Nie możesz stracić tego dziecka. - Powiedziała prawie ze łzami w oczach.
- Marta co się dzieję?
- Nie możesz, rozumiesz?
- Marta, ale ja wiem...
- Obiecaj mi, że zrobisz wszytko abyś nie poroniła? - Spojrzałyśmy sobie w oczy. Wszystkie wypowiedziane słowa bardzo mnie poruszyły. Po policzku spłynęła mi kropla łez.
- Obiecuje... Proszę, powiedz mi co się stało.
- To nie jest najlepszy moment.
- Jeśli nie teraz, to kiedy?
- Musisz się teraz bardzo oszczędzać, nie denerwować. Przez kilka najbliższych dni leż ciągle w łóżku. - Właśnie teraz Marta rozpłakała się.
- Nie płacz. - Powiedziałam i przytuliłam ją.
- Kilka lat temu zaszłam w ciąże. - Mówiła. - Na początku wszystko było dobrze. Pewnego dnia poszłam odwiedzić koleżankę, kiedy wracałam było już ciemno... Gdybym weszła kilka minut wcześniej!
- Nie płacz.
- Właśnie wtedy był ten wypadek. Podeszłam aby pomóc i... - Zawahała się. - Nagle wyjechał ten samochód...
- Nic już nie mów. Obiecuję, że zrobię wszystko co tylko mogę. Nie płacz.
- Nic nie dało się już zrobić, dlatego tak bardzo chce, aby choć Tobie się udało.
- Rozumiem. Przyjdź do nas jutro na kawę, porozmawiamy spokojnie.
- Jutro mam dyżur. Chyba, że dopiero po 19?
- Mam teraz dużo wolnego czasu. - Próbowałam pocieszyć Martę. - Wpadaj kiedy tylko chcesz.
Kobieta uśmiechnęła się. Pożegnałam się i wróciłam do Piotrka.
Drzwi do izby otworzyły się. Zerwałem się z krzesła i pomogłem Martynie. Nagle dziewczyna zatrzymała się. Spojrzała na mnie z niewinnym wzrokiem i położyła swoją dłoń na moim policzku.
- Wiesz, że zrobię dla Ciebie wszystko? - Powiedziałem z uśmiechem.
- Nie trzeba wszytko.
- Tylko co?
- Tylko mnie kochaj...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz