

Byliśmy w sypialni. Leżałam w objęciach Piotrka. Myślałam tylko o naszej miłości. O tym co zdarzyło się wczoraj i dziś. Chyba już dawno tak dobrze się nie czułam. Uśmiechnęłam się.
Minęło kilka minut. Spojrzałam na zegarek. Była godzina 19.30. Nie miałam ochoty iść już spać, więc włączyłam film.
- Co tak się brechtasz? Komedia jakaś? - zapytał.
- Nie... Horror - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Z tobą to chyba jest coś nie tak.
- Nie moja wina, że horrory mnie śmieszą.
- Mogę się pośmiać z tobą?
- Choć.
Oglądaliśmy przez jakiś czas. Ciągle się śmiałam.
Kiedy już szliśmy spać, Piotrek zapytał:
- Ciekawy jestem jak ty oglądasz komedie.
- A jak mogę? Za to widziałam jak ty się bałeś - zaśmiałam się.
- Oj tam, oj tam. Wcale nie.
Pocałowałam Piotrka w policzek i poszłam spać.
Wstałem wcześniej. Martyna jeszcze spała. Ubrałem się i poszedłem zrobić śniadanie. Kiedy wszystko przygotowałem, wszedłem z powrotem do sypialni. Zobaczyłem siedzącą Martynę.
- Podano do łóżka - powiedziałem dość poważnie.
- Mmm, a co to za okazja? Dziękuje - odpowiedziała Martyna, a po chwili wzięła kęs - Pyszne jest!
- Ma się te zdolności kulinarne.
Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Muszę zaraz wychodzić - powiedziałem.
- Dobrze, a zapomniałam Ci powiedzieć, że dzisiaj o 14 jest ta sprawa w sądzie.
- Ja też zapomniałem. Spróbuje szybciej wyjść z dyżuru. Do zobaczenia.
- Pa - odpowiedziała Martyna, a ja pocałowałem ją w czoło.
Kilka minut później byłem już w 'bazie'. Przebrałem się. Wychodząc spotkałem Wiktora.
- Dzień dobry Panie Doktorze - powiedziałem.
- Witaj Piotr - odpowiedział.
- Bo mam taką małą prośbę.
- No słucham.
- Dzisiaj jest sprawa w sądzie z Marcinem, no i Martynka nie chce iść sama - nie zdążyłem dokończyć.
- Dobra Piotr, wiesz jak to jest. No ale dobra, ostatni raz Cię puszczam. - przerwał mi Wiktor.
- Dziękuje - powiedziałem i poszedłem do karetki.
Po niecałych 20 minutach, przybiegł Adam z Wiktorem.
- Ruchy Piotr! - krzyknął Wiktor.
Wsiadłem do karetki.
- Co się stało? - spytałem.
- Jakiś facet spadł z dachu. Jest z nim tylko trzynastoletnia córka - odpowiedział zdenerwowany Wiktor.
Były godziny szczytu, a dom do którego mieliśmy jechać znajdował się na drugim końcu Leśnej Góry.

Zostało nam już niewiele, kiedy nagle zobaczyłem policję na środku drogi.
- A tu co? - powiedziałem.
- Zobacz Adam co tam się dzieję - odpowiedział Wiktor.
- Witam - powiedział Policjant.
- Witam. Co się stało? - zapytał Adam.
- Zawracajcie.
- Ale jedziemy do wypadku, musisz nas przepuścić - powiedziałem z ambulansu
- No nie przejedziecie.
- Jak nie przejedziemy?! W Siodłowie może nam umrzeć człowiek.
- Wichura powaliła drzewa, linię energetyczną, most jest uszkodzony. Nie ma szans.
- No to człowieku co my mamy zrobić? Jedziemy do wypadku, nie rozumiesz?
- Tam jest umierający człowiek! Nie rozumiesz? - zdenerwował się Adam - musimy przejechać, co mamy zrobić?!
- Bez emocji, bez emocji, bez emocji - mówił policjant.
- O co chodzi? Jestem lekarzem - powiedział Wiktor.
- Pokażę państwu co się stało.
W tym momencie policjant pokazał nam drogę.
- No nie przejedziecie, nie ma szans.
- Jak nie przejedziemy? Zmieścimy się tutaj.
- Tą karetką nie.
- Dobra to jak mamy jechać? - mówił zdenerwowany Wiktor - masz z drugiej strony jakiś motocykl? Sprzęt muszę przewieźć.
- Nie. Przez Raszno musicie pojechać.
- Przez Raszno to jest 21 kilometrów! W pięknych korkach. - powiedziałem.
- Tu jest skrót - policjant wskazał boczną drogę -przejedziecie przez tą drogę tylko ona też może być nieprzejezdna. Mogą na niej też leżeć drzewa.
- Ile to zajmie? - spytał Adam.
- Około pół godziny.
- Piotr mapa - powiedział Wiktor.
Wyciągnąłem mapę z karetki i podałem ją Wiktorowi.
- Gdzie jesteśmy?
- My jechaliśmy stąd - wskazałem drogę na mapie.
W prostej linii do wypadku był niecały kilometr. Objazd, biorąc pod uwagę chaos na drogach może nam zająć godzinę, albo i dłużej.
- Chce iść pan pieszo? - powiedziałem.
- No nie mam innego wyjścia - mówił Wiktor, po czym podszedł do drzwi karetki.
- 21S do centrali - powiedział - droga nieprzejezdna, spróbuje dotrzeć do rannego pieszo. Karetka pojedzie objazdem.
- "Przyjęłam. Powodzenia".
Wiktor wraz z Adamem pobiegli. Wsiadłem do karetki i ruszyłem. W drodze nie było większych przeszkód. Nie wliczając w to kilku gałęzi przez, które z trudnością przejechałem.
Spotkaliśmy się w lesie. Pech chciał, że akurat w tej chwili zepsuła się karetka.
- Piotr co jest?! - krzyknął Wiktor.
- Właśnie nie wiem! - również krzyknąłem - nie jedzie dalej!
Wyszedłem z karetki i spojrzałem pod koło.
- Co jest no? Mamy gumę czy co? - zapytał Adam.
- Weź mi skręć koła, szybko!
- Co?!
- Skręć koła!
- Stary, pacjent nam się dusi!
- Skręć mi koła! Nie chce jechać, nie rozumiesz? - zdenerwowałem się.
Wszedłem do karetki.
- Mówiłem tyle razy, że to jest stary rupieć! Doktorze nie pojedziemy dalej.
- Piotr dobra. Wezwij centrale. Adam do mnie, idziemy dalej! - krzyczał Wiktor.
- 21S. Stanęliśmy w lesie, musicie przysłać drugą karetkę - powiedziałem.
- "Przyślemy gdy zwolni się zespół..."
Byliśmy już w drodze do szpitala.
Kiedy byliśmy już niedaleko szpitala, zapytałem Wiktora.
- Czemu już pan nie operuje, tylko jeździ z nami po krzakach?
- Piotr, zobacz jak tu ładnie - odpowiedział Wiktor.
Nagle przypomniałem sobie, że jestem umówiony z Martyną na 14! Spojrzałem na zegarek. Była już 13:40.
- Doktorze bo miałem wyjść wcześniej - powiedziałem.
- Dobra leć Piotr - odpowiedział Wiktor.
- To w takim razie do jutra.
Poszedłem się przebrać. Była już 13:50. Chyba nie zdążę - pomyślałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz