07| Zwykły dzień.... Do czasu...









Obudziłam się o ósmej, poszłam do łazienki trochę się ogarnąć. Ubrałam nową, kremową sukienkę.
W domu byłam sama. Piotrek ma dzisiaj dyżur, a ja mam wolne. Poszłam do kuchni zrobić śniadanie. Otworzyłam lodówkę i stwierdziłam, że nadszedł czas na duże zakupy. Wzięłam dużą, materiałową siatkę, torebkę, założyłam buty i wyszłam.
Po 10 minutach byłam już przy sklepie. Zrobiłam zakupy i ruszyłam w stronę domu. W połowie drogi zorientowałam się, że ktoś mnie śledzi! Był to do dość wysoki mężczyzna. Kogoś mi przypominał, ale nie wiedziałam kogo. Przyspieszyłam kroku. Po niecałych 5 minutach byłam w domu. Odstawiłam zakupy i podeszłam do okna. Nikogo nie było. Odetchnęłam z ulgą, jednakże ciągle się bałam. Poszłam do kuchni wszystko rozpakować. Nie wzięłam zapałek. Może zadzwonię do Piotrka i poproszę go, aby kupił kiedy już będzie wracał.
Wybrałam numer i zadzwoniłam.
- Halo, Piotrek? Czy możesz zajechać po zapałki gdy będziesz wracał? - powiedziałam.
- Dobrze kochanie - odpowiedział.
- Dziękuję, to do zobaczenia.
- Pa - powiedział Piotrek i się rozłączył.
Było dopiero przed dziesiątą. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Pomyślałam, że trochę posprzątam. Zajęło mi to godzinę. Ale w końcu wszystko było na swoim miejscu.
Zrobiłam sobie mrożoną kawę i usiadłam na tarasie. Siedziałam i nic nie robiłam, o niczym nie myślałam, w końcu mogłam odpocząć. Wolny czas długo nie potrwał. Usłyszałam krzyk dziecka z domu obok. Poszłam zobaczyć co się stało.
- Dzień dobry - powiedziałam do sąsiadki.
- Dzień dobry kochana sąsiadeczko. Czy mogłabyś mi pomóc? Mój synek Karol oparzył się wrzątkiem, a ja nie mam pojęcia co zrobić! - powiedziała zrozpaczona sąsiadka
- No cóż, z zawodu jestem ratownikiem medycznym i się trochę na tym znam... - powiedziałam, po czym podeszłam do dziecka.
- Cześć Karolku - mówiłam wesoło - oparzyłeś się?
- Tak, w rączkę - powiedział zapłakany chłopiec.
- A pokażesz mi?
- Tak - Karol pokazał mi rączkę.
- Będzie to trzeba zabandażować. Ma pani apteczkę?
- Tak, tak, już przynoszę.
- Dobrze - odpowiedziałam kobiecie i zwróciłam się do dziecka - ile masz latek, Karolku?
- 3 - odpowiedział.
- To już duży jesteś - uśmiechnęłam się do dziecka.
I w tej chwili weszła sąsiadka podając mi apteczkę. Otworzyłam ją i wyjęłam bandaże, po czym zawinęłam rękę chłopcu.
- Niech pani nie liczy, że po zawinięciu rana całkowicie zniknie i nie będzie boleć. - powiedziałam do kobiety.
- Bardzo dziękuję, pani...?
- Martyno.
- Pani Martyno, bardzo dziękuję - powiedziała kobieta.
- Nie ma sprawy. Jeżeli będzie się skarżył na ból, proszę posmarować rękę Altacetem, jeżeli pani posiada.
- Dobrze, dziękuje jeszcze raz.
Uśmiechnęłam się do kobiety.
- Następnym razem uważaj - powiedziałam uśmiechnięta do chłopca i wyszłam.
Kiedy znalazłam się przed drzwiami domu, humor mnie opuścił. Na drzwiach była przyklejona kartka z napisem "ZABAWA DOPIERO SIĘ ROZKRĘCĄ! OBSERWUJĘ CIĘ!". Charakter pisma był mi dobrze znany. Przecież to pismo Marcina! Nagle wszystko zaczęło mi się układać!
Najpierw ten wypadek, groźby, potem ten mężczyzna i teraz to! Przecież to był Marcin! To wszystko był Marcin! Kiedy zamieszkałam z Piotrkiem przychodził do nas i mówił, że jeszcze ze mną nie skończył! Jak mogłam być taka głupia?! W jednej chwili zrozumiałam z kim byłam przez dwa lata! Weszłam do domu i zadzwoniłam do policjanta, z którym niedawno rozmawialiśmy. Nie zdążyłam nic powiedzieć przez słuchawkę, gdyż usłyszałam kroki. Piotrek jeszcze nie kończył, to za wcześnie. Jednakże był to Marcin. Z nożem w ręku....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz