20| Wolny dzień.



Obudziłam się i zobaczyłam Piotrka leżącego obok mnie. Bawił się moim włosami. Uśmiechnęłam się.
- Czemu już nie śpisz? - zapytałam uśmiechnięta.
- Jakoś nie mogłem znów zasnąć. Jesteś głodna? - powiedział Piotrek.
- Troszkę, może jajecznica? - zaproponowałam.
- Ale mi pomożesz! - zaśmiał się..
Uśmiechnęłam się, co znaczyło, że się zgodziłam. Piotrek poszedł szybciej ode mnie. Kiedy wstawałam, poczułam kolejny silny skurcz. Złapałam się za brzuch. Akurat w tym momencie Piotrek spojrzał na mnie.
- Martyna co jest? - spytał zaniepokojony, po czym do mnie podbiegł.
Złapał mnie w pasie. Nie mogłam nic zmyślić, bo przecież domyśliłby się.
- Nie, nic, to tylko skurcz. - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Tylko skurcz? Usiądź. - powiedział i pomógł mi usiąść na łóżku.
- Może pojedziemy do lekarza? - zapytał.
- Nie ma takiej potrzeby.
Okłamywałam samą siebie. Takie skurcze nie są normalne w ciąży. Z tego co powiedział lekarz, miałam je po prostu z nerwów, ale teraz nie mam takich powodów.
- Już przeszło. - powiedziałam do Piotrka. - Co z tą jajecznicą?
Chciałam odwrócić uwagę Piotrka od tej rozmowy.
- Już idę robić. - zaśmiał się.
Siedziałam jeszcze chwilę. Po kilku minutach poszłam do kuchni.
- Mmm... Jak tu ładnie pachnie! - powiedziałam wchodząc. - Może Ci w czymś pomóc?
- Możesz zrobić kilka kanapek. - uśmiechnął się Piotrek, a ja pocałowałam go w policzek.
Wyciągnęłam masło i pomidora z lodówki Przyszykowałam kanapki i postawiłam na stole.
- A może tym razem zjemy na tarasie? - zaproponowałam.
Była bardzo ładna pogoda. Świeciło słońce, a lekkie powiewy był idealne, aby zjeść na zewnątrz. Kiedy Piotrek skończył przyrządzać swój specjał, zaniosłam talerze na stół. Nalałam jeszcze soku pomarańczowego do szklanek i wszystko było gotowe. Zajęliśmy miejsca na przeciwko siebie i zjedliśmy śniadanie. Naprawdę było pyszne! Jeszcze nigdy nie jadłam tak dobrej jajecznicy!
- Czemu nie zostałeś kucharzem? - zapytałam Piotrka.
- Chyba po prostu nie chciałem. - odpowiedział z uśmiechem. - Nie poznałbym wtedy Ciebie.
Kiedy to usłyszałam, wstałam i postawiłam krzesło koło Piotrka, po czym usiadam. Przytuliłam i pocałowałam go, co on odwzajemnił.
- Za pół godziny jedziemy. - powiedział chłopak.
- Gdzie jedziemy? - spytałam zaciekawiona.
- No... zobaczysz . - uśmiechnął się.
Wstałam i poszłam się ubrać. W szafie znalazłam śliczną, jasnoróżową, jedwabną sukienkę. Nawet nie pamiętam skąd ją mam. Włożyłam ją na siebie i chwilę później byłam już gotowa. Poszłam do łazienki, przemyłam twarz, ułożyłam włosy w koka i podeszłam do Piotrka.
- To co, jedziemy? - powiedziałam.
- Jasne! - odpowiedział Piotrek i dał mi dość duży koszyk.
Spojrzałam do środka. Było w nim mnóstwo owoców.
- Jakiś piknik? - zażartowałam.
- Zobaczysz na miejscu. - uśmiechnął się.
Poszliśmy do samochodu. Jechaliśmy około 40 minut. W tym czasie, próbowałam namówić Piotrka, aby powiedział mi gdzie jedziemy. Niestety bezskutecznie. Mówił, że to niespodzianka i nie chciał nic powiedzieć. Byłam bardzo ciekawa miejsca, które jest takie tajemnicze. Kiedy byliśmy już na miejscu, Piotrek wyciągnął z samochodu koszyk i zasłonił mi oczy ręką. Kompletnie nic nie widziałam, nawet gdzie idziemy. Poczułam jedynie śliczny zapach. Przypominał mi zapach kwiatów. Był cudowny, lekki i delikatny.
- Jak Ci się podoba? - powiedział z uśmiechem Piotrek, zabierając dłonie.
Powoli otworzyłam oczy. Zobaczyłam piękną łąkę z tysiącami kwiatów. Czerwone, fioletowe, żółte i białe, rosły na przemian, tworząc szachownicę. Było też kilka drzew, które dawały idealny cień. Lekki wiatr poruszał moimi włosami, a słońce świeciło coraz mocniej.
- Piotrek... tu... tu jest cudownie! - powiedziałam pod wrażeniem.
- Tak myślałem, że Ci się spodoba. - pocałował mnie.
Rozłożyliśmy koc na trawie i położyliśmy się na nim. Oboje patrzeliśmy w niebo, rozmawiając. Zjedliśmy kilka owoców i po kilku minutach poszliśmy się przejść. Trochę kropiło. W pewnym momencie Piotrek złapał mnie w pasie i powiedział - Bardzo się cieszę, że będziesz moją żoną i jesteś w ciąży.
- Piotruś, ja też się cieszę! - odpowiedziałam radośnie.
Po moich słowach, chłopak pocałował mnie co ja odwzajemniłam. Staliśmy tak długo, kiedy niespodziewanie zaczął padać deszcz. Mocno padać. Zaczęliśmy się śmiać i po chwili podbiegliśmy pod drzewo. Mimo, że byliśmy cali mokrzy, było bardzo romantycznie. W rezultacie pogody, zauważyłam tęczę.
- Scena jak z filmu, a mówią, że takie rzeczy się nie zdarzają. - zaśmiałam się.
- Brakuję jeszcze czegoś. - powiedział Piotrek i zaczął mnie całować.
Czułam się jak w prawdziwej bajce.


Wróciliśmy do domu. Nic wielkiego dzisiaj nie robiliśmy, jednak czułam się zmęczona. Poszłam do łazienki się odświeżyć. Wzięłam szybki prysznic. Nagle usłyszałam dzwoniący telefon.
- Piotrek odbierzesz?! - krzyknęłam.
Nie usłyszałam żadnej odpowiedzi, a telefon nadal dzwonił.
- Piotrek! - krzyknęłam zirytowana.
Doszłam do wniosku, że to ja muszę odebrać ten telefon. Zawinęłam się w ręcznik i poszłam odebrać.
- Tak słucham? - był to Wiktor.
- Martyna, musisz przyjść jutro z Piotrem na 6 rano. Jeden z ratowników zachorował. - powiedział.
- Tak jest doktorze! - zaśmiałam się.
- Do jutra.
- Do widzenia. - Wiktor się rozłączył.
Poszłam do łazienki się ubrać. Kiedy wyszłam zaczęłam szukać Piotrka. Jakby zapadł się pod ziemię, nigdzie go nie było. Nagle otworzyły się drzwi wejściowe i zobaczyłam Piotrka z zakupami w ręku.
- Gdzie ty byłeś? - lekko się zezłościłam.
- Poszedłem kupić coś na kolację. - powiedział z uśmiechem.
- Ale ty mnie lubisz denerwować. - powiedziałam.
Uśmiechnął się jeszcze raz i pocałował mnie w czoło.
- Dzwonił Wiktor. Jutro mamy dyżur na 6.
- Wiem do mnie też dzwonił.- odpowiedział Piotrek, idąc do kuchni.
Kiedy chłopak robił kolację, powiedziałam mu, że jutro po dyżurze muszę pojechać do rodziców na parę dni. Wcześniej rozmawiałam już z Wiktorem o kilka dni wolnego...
Kolacja była pyszna, zresztą jak każda potrawa zrobiona przez Piotrka.

19| Szczęśliwy dzień



Obudziłam się bardzo wcześnie. Coś nie dawało mi spać. Towarzyszyło mi dziwne uczucie, jakiego jeszcze nigdy nie doznałam. Czułam, że coś się dzisiaj wydarzy. O dziwno miałam też dobry humor. Nie myślałam o problemach, o Piotrku. Dyżur mieliśmy dopiero na 10, więc miałam dużo czasu wolnego. Poszłam do łazienki się ogarnąć. Uczesałam włosy w koka i ubrałam się w zwiewną, kremową sukienkę. Kiedy zrobiłam ze sobą porządek, poszłam przygotować śniadanie. Zrobiłam pyszne naleśniki. Usiadłam przy stole, w kuchni, kiedy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam zobaczyć kogo niesie o tak wczesnej porze. Była to Karolina. Zdziwiłam się, bo miała wrócić dopiero popołudniu.
- Cześć - powiedziałam - Nie miałaś wrócić później?
- No miałam, ale jestem wcześniej - odpowiedziała promiennie - A tak w ogóle to cześć - zaśmiała się.
Poszłyśmy do kuchni. Poczęstowałam Karolinę moim śniadaniem i wyszło na to, że się nie najadłam. Trzeba przyznać, że mam ostatnio duży apetyt. Rozmawiałyśmy prawie 40 minut.
- Widzę, że masz dobry humor! Co się stało? - zapytała zaciekawiona.
- Tak jakoś, mam wrażenie, ze dzisiaj coś się stanie - uśmiechnęłam się.
Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero 8. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, więc zaczęłam przeglądać strony z ubrankami dla dziecka. Jeszcze nie wiem, czy wolałabym chłopca czy dziewczynkę. Bezsensowne wchodzenie na różne strony zajęło mi ponad godzinę. Musiałam już prawie wychodzić. Poszłam jeszcze do kuchni napić się soku z pomarańczy i za raz wyszłam. Była ładna pogoda, więc postanowiłam się przejść. W drodze do szpitala zauważyłam Adama. Bardzo się zdziwiłam, bo chłopak ma dzisiaj wolne. Pomyślałam, że może czegoś zapomniał. Doszłam w niecałe 20 minut. Kiedy byłam koło drzwi do naszego pokoju, czułam się jakoś dziwnie. Nikt się nie kręcił. Było też dziwnie cicho.
Kiedy otworzyłam drzwi do pokoju, moim oczom ukazał się niecodzienny widok. Ratownicy stali w grupce, koło drzwi, a Wiktor uśmiechał się inaczej niż zawszę. Całe pomieszczenie było udekorowane białymi balonami. Kiedy się obróciłam, zobaczyłam Piotrka. Był w garniturze.
- Przepraszam Cię za wszystko - kiedy to powiedział, z kieszeni wyciągnął małe, czerwone pudełeczko. W tej chwili z moich policzków spłynęły łzy.
- Martyna, zostaniesz moją żoną? - powiedział.
Uśmiechnęłam się i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- Tak! - powiedziałam, a Piotrek wsunął mi pierścionek na palec. Był śliczny. Zawsze o takim marzyłam.
Rzuciłam mu się na szyję. Piotrek złapał mnie w pasie i zakręcił dookoła. Kiedy już mnie postawił, pocałował mnie.  - Tak myślałam, że dzisiaj coś się wydarzy - uśmiechnęłam się.
Zapomniałam o tym całym, śmiesznym zakładzie. Był już nieistotny. Podszedł do nas Wiktor. Pogratulował nam. Byłam w wielkim szoku. Nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Rozmawialiśmy przez kilka minut, kiedy dostaliśmy wezwanie. Po krótkiej chwili byliśmy na miejscu. Widziałam, że Piotrka coś rozpraszało.
- Piotr, w pracy jesteś, skup się - powiedział spokojnie Wiktor.
Dzisiejszy dzień na pewno należał do dziwnych. Oczywiście pod dobrym względem. Najzabawniejszym momentem na dyżurze, był Wiktor w czasie akcji. Próbował powstrzymywać się przed poganianiem nas. Wychodziło mu to zabawnie, więc nie mogłam przestać się uśmiechać...
Już dawno nic tak nie przykuło mojej uwagi, jak złoty pierścionek na moim palcu. Nie był z wielkimi brylantami. Był skromny, idealny dla mnie.



Była godzina 19. Kiedy się przebrałam, zobaczyła czekającego Piotrka. Uśmiechnęłam się i podeszłam.
- Na co czekasz? - zapytałam.
- Na Ciebie - powiedział i pocałował mnie w policzek.
Złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę wyjścia.
- To co Martynka, jedziemy do domu? - zapytał z radością chłopak.
- Musimy jeszcze podjechać po moje rzeczy - uśmiechnęłam się.
- No to wsiadaj - Piotrek otworzył mi drzwi od samochodu.
Po 10 minutach byliśmy pod blokiem Karoliny. Weszłam do jej mieszkania i zaczęłam się pakować. Kiedy już prawie skończyłam, dziewczyna podeszła do mnie.
- To co, zostawiasz mnie? - zaśmiała się.
- Mam nadzieję, że mi wybaczysz - również się zaśmiałam.
- Oczywiście, że wybaczę. Cieszę się, że już się pogodziliście.
Pokazałam pierścionek Karolinie. Była zaskoczona.
- Piękny, gratuluję! - przytuliła mnie.
W tym momencie przyszedł Piotrek.
- Pomóc Ci? - zapytał.
- Jak byś mógł - powiedziałam.
- Pewnie, że mogę - odpowiedział i wziął ode mnie walizkę.
Kiedy wyszedł, powiedziałam do Karoliny:
- Muszę powiedzieć mu o ciąży, jak myślisz jak zareaguję? - zapytałam.
W tym momencie dziewczyna zachowywała się trochę dziwnie.
- Ucieszy się - uśmiechnęła się.
- Jesteś pewna?
- No jestem, a teraz już idź - przytuliła mnie na pożegnanie.
Pożegnałam się i wyszłam. Po 15 minutach byliśmy w domu. W naszym domu! Ucieszyłam się, bo szczerze mówiąc niewygodnie było mi na kanapie u Karoliny. Marzyłam tylko o łóżku. Piotrek otworzył mi drzwi od samochodu i poszedł po walizki.
- Bardzo miło z twojej strony - powiedziałam.
Nic nie odpowiedział, tylko podszedł i pocałował mnie w policzek. Uśmiechnęłam się. Weszliśmy do środka. Usiadłam na kanapie. Po chwili przyszedł Piotrek. Przytulił mnie.
- Brakowało mi Ciebie - powiedział.
- Mi Ciebie też! - odpowiedziałam - Muszę Ci coś powiedzieć.
W tym momencie Piotrek położył rękę na moim brzuchu.
- Wiem, że jesteś w ciąży - powiedział i mnie pocałował.
Bardzo się zdziwiłam, przecież mu nie mówiłam.
- Kto Ci powiedział? - zapytałam.
- Karolina.
Może to i lepiej, pomyślałam. Przynajmniej ja nie musiałam się trudzić. Pocałowałam Piotrka i poszłam się odświeżyć. Po kilku minutach wyszłam z łazienki, a na stole zobaczyłam kolację przy świecach. Brakowało mi tego pysznego jedzenia! Usiadłam i za chwilę przyszedł Piotrek. Kiedy zjedliśmy, chłopak wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Po kilku minutach spaliśmy jak susły...

18| Przygotowania


Chwilę później podbiegła do mnie Zosia. Nie mogłam jej powiedzieć prawdy o ciąży. Przecież mogłaby powiedzieć Wiktorowi, albo gorzej, Piotrkowi. Na razie nie chce im mówić. Wymyśliłam szybko wymówkę.
- Martyna co się stało? - zapytała Zosia.
- Nic - powiedziałam - Po prostu rozbolał mnie brzuch.
Dziewczynka pomogła mi dojść do najbliższej ławki. Po chwili bólu już nie czułam. Zosia nalegała, abym poszła do lekarza, jednak ja nie miałam ochoty tam iść. Po kilku minutach jej ciągłego namawiania mnie, w końcu się zgodziłam.
- Po kim ty jesteś taka uparta? - zaśmiałam się.
- Chyba po tacie - powiedziała żartobliwie Zosia.
Chwilę później dziewczynka pożegnała się jeszcze raz i poszła. Nie chciałam okłamać Zosi, dlatego poszłam w stronę szpitala. Nie było to daleko. Zaledwie 20 minut pieszo. W gabinecie nikogo nie było więc weszłam. Opowiedziałam lekarzowi dlaczego tu przyszłam. Zrobił mi USG i stwierdził skurcze.
- Trochę mnie to niepokoi. Zostawimy panią na obserwacji w szpitalu - powiedział.
- Ale czy to konieczne? -przeraziłam się.
- Nie jest to konieczne. Mogę puścić panią do domu, jednak nie może się pani denerwować i dużo odpoczywać - zaproponował lekarz.
Nie chciałam zostawać w szpitalu, dlatego zgodziłam się odpocząć.Tylko jak tu się nie denerwować? Po kilku minutach wyszłam z gabinetu. Poszłam w stronę mieszkania Karoliny. Po 30 minutach byłam już pod blokiem. Zgłodniałam więc poszłam do kuchni zjeść obiad, a raczej obiadokolacje. Przez to całe zamieszanie straciłam prawie cały dzień Na dodatek mam jutro dyżur na 6 rano. Po posiłku poszłam do łazienki się odświeżyć. Zajęło mi to prawie pół godziny.Wyszłam i poszłam do pokoju, w którym spałam. Położyłam się i zasnęłam.



Obudziłem się wcześnie. Zegarek wskazywał 4:30. Chciałem spróbować jeszcze zasnąć, lecz mi się nie udało. Leżałem przez pół godziny myśląc o Martynie. Bez niej, w tym domu jest pusto. Jednak większość  myśli kierowała się ku jutrzejszego dnia. Przecież jutro mam się oświadczyć!
W końcu wstałem i poszedłem się ubrać. Miałem jeszcze dość dużo czasu, więc zjadłem śniadanie. Była już 5:40. Musiałem wychodzić. Ubrałem buty i wziąłem kurtkę z wieszaka ze względu na deszczową pogodę.
Kiedy byłem pod szpitalem zauważyłem Martynę. Podbiegłem do niej.
- Cześć Martynka - powiedziałem, jednak dziewczyna nic nie odpowiedziała - Dasz zaprosić się na kolację?
Miałem nadzieję, że się zgodzi, gdyż właśnie na niej miałem się oświadczyć.
- Nie dzięki - odpowiedziała niechętnie, po czym poszła.
Musiałem wymyślić inny sposób. Po dyżurze pojechałem do jubilera. Wybór pierścionka okazał się trudniejszy niż się spodziewałem. Wielkość nie sprawiała problemów, gdyż może okazać się to śmieszne, ale Martyna i ja mamy taką samą grubość palców. Po prawie 40 minutach wybrałem idealny pierścionek dla Martyny. Pojechałem jeszcze w jedno miejsce i wróciłem do domu.

17| Przeprosiny


Kiedy wychodziłem, Karolina złapała mnie za rękę i powiedziała - Miałam Ci tego nie mówić, ale... - w tym momencie przerwała.
- Ale? - byłem ciekawy.
- Ona jest w ciąży - powiedziała cichszym głosem.
Na początku myślałem, że żartuje. Nawet zacząłem się śmiać. Dopiero kiedy dziewczyna spojrzała na mnie z powagą sytuacji, trochę do mnie to dotarło.
- Ty mówisz poważnie? - zapytałem.
- Czy ja wyglądam jakbym żartowała? - lekko się zdenerwowała.
Nie odpowiedziałem, Karolina sama się domyśliła. Nie potrafiłem w to uwierzyć. Nie wyobrażałem sobie całej tej sytuacji. Wszedłem z powrotem do salonu i usiadłem na fotelu. Porozmawiałem jeszcze przez chwilę z Karoliną. Powiedziała mi, że trudno będzie odzyskać zaufanie Martyny. Po 10 minutach wyszedłem. Zadzwoniłem do Adama. Chcę spotkać się z nim i porozmawiać. Umówiliśmy się w barze, gdzie byłem z Martyną na piwie. Po chwili byłem już na miejscu. W tym samym czasie zobaczyłem Adama siedzącego przy stoliku. Wszedłem do środka i usiadłem obok.
- Cześć - powiedziałem.
- Cześć, coś się stało? - zapytał, podnosząc kubek kawy.
- Właśnie, że się stało. Martyna jest w ciąży - powiedziałem niepewnie.
W tym momencie Adam zakrztusił się. Nie powinienem się z niego śmiać, ale trzeba przyznać, że wyglądało to komicznie.
- Co?! - powiedział dziwnym głosem.
- To co słyszałeś - odpowiedziałem ironicznie.
Przyszła kelnerka więc zamówiłem sok pomarańczowy.
- Stary nie wiem co mam powiedzieć - usłyszałem z ust Adama.
- Jak co? Powiedz mi jak ja mam ją przeprosić! - powiedziałem nieco głośniej.
- Nie mam pojęcia, ale mogę zadzwonić do Basi, może ona będzie wiedziała co zrobić, w końcu ona też jest kobietą. - zaproponował.
Nie było to złym pomysłem, gdyż Basia zawsze świetnie rozumiała Martynę. Adam zadzwonił po dziewczynę. W trakcie czekania na Baśkę, rozmawialiśmy o Martynie. Nie ukrywam, że bylem zły na Adama. Gdyby nie on i te jego durne zakłady, wszystko byłoby dobrze. Po 20 minutach przyszła Basia.
- Cześć chłopaki. Co jest? - powiedziała siadając koło Adama.
- Słuchaj - zaczął chłopak - Znasz dość dobrze Martynę?
- No tak - powiedziała.
- Jest taka sprawa. Kiedyś założyłem się z Piotrkiem, że będą razem z Martyną po dwóch tygodniach, no i Martyna teraz się o tym dowiedziała i jest wściekła. Możesz pomóc nam ją przeprosić? - powiedział.
- Jeśli mam być szczera to się jej nie dziwie..
- Ale to jeszcze nie wszystko - przerwał jej Adam - Martyna jest w ciąży.
W tym momencie Basi spojrzała na mnie.
- No co? - zapytałem onieśmielony.
- I ty o tym wiedziałeś? - powiedziała bardziej z musu, niż chęci.
- Pomożesz nam ją przeprosić, czy nie? - trochę się zdenerwowałem.
- Pewnie!
Przez około pół godziny Basia dawała różne pomysły na przeprosiny Martyny, jednak ja i Adam uważaliśmy je za niewystarczające. W końcu dziewczyna wpadła na pomysł.
- Dobra, to może jest poważna decyzja - powiedziała - ale jeśli ją kochasz, będziecie mieli razem dziecko, to może założycie rodzinę? - zaproponowała.
Nie rozumiałem wszystkiego do końca.
- Co masz na myśli? - zapytałem.
- Oświadcz się! - powiedziała głośniej.
Zdziwiłem się jej propozycją. Jeszcze nigdy nie myślałem nad takim poważnym krokiem w moim życiu.
Przecież z Martyną jesteśmy od 5 miesięcy, to nie za szybko? Po kolejnej rozmowie doszedłem do wniosku, że byłby to dobry pomysł. Rozmawialiśmy jeszcze przez kilka minut. Adam z Basią musieli już iść, a ja pojechałem do domu. Przemyślałem jeszcze raz wszystko i zdecydowałem, że jutro po dyżurze pojadę do jubilera po pierścionek zaręczynowy.

\
Kiedy wracałam do domu, zadzwonił telefon. Była to moja mama, odebrałam.
- Cześć mamo - powiedziałam.
- Cześć Martyna, coś się stało? - zapytała z lekkim niepokojem.
- Nic takiego, po prostu jestem zmęczona - skłamałam - Co z tatą?
- Jutro wychodzi ze szpitala, pytał się kiedy przyjedziesz?
- Wątpię czy mu na tym zależy - odpowiedziałam złośliwie.
- Martynka, nie mów tak, przecież wiesz, że ojciec Cię kocha - usłyszałam.
- To w takim razie wytłumacz mi jego zdanie na temat ratownictwa.
- Przesadzasz, po prostu uważa, że nie nadajesz się do tej pracy.
Nie chciałam już rozmawiać na ten temat.
- Przyjadę w sobotę - odpowiedziałam i rozłączyłam się bez pożegnania.
Po tej rozmowie było mi jeszcze bardziej smutno. Miałam ochotę powiedzieć komuś o ciąży, najlepiej Piotrkowi. Tylko czemu skoro nie chce mnie widzieć? Przynajmniej tak myślałam. Nic mi się nie układało. W końcu doszłam do bloku, w którym mieszka Karolina. W środku nikogo nie zastałam. Zdziwiłam się, bo dziewczyna miała być w domu. Znalazłam kartkę na lodówce, była od Karoliny. Napisała w niej, że musi pojechać do siostry i wróci dopiero jutro popołudniu. Spojrzałam na zegarek w kuchni. Była 15:30. Ze względu na wolny czas poszłam na spacer. Poszłam do parku, niedaleko domu Piotra. Kiedy szłam wzdłuż rzeki spotkałam Zosie. Zdziwiłam się, bo powinna być jeszcze w szkole.
- Cześć Zosia - powiedziałam udając szczęśliwą.
- Martyna? - zdziwiła się dziewczynka - Co ty tu robisz? - uśmiechnęła się.
- Wyszłam na spacer, a ty nie powinnaś być jeszcze w szkole? - zapytałam.
- Odwołali nam ostatnią lekcję - powiedziała - Czemu jesteś sama?
- Trochę się pokłóciliśmy z Piotrkiem.
- Mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze - uśmiechnęła się - Muszę już iść.
- Cześć Zosiu - powiedziałam, a dziewczynka mnie przytuliła i poszła.
Poczułam, się nieco lepiej. Kiedy wracałam do domu poczułam ból. Złapałam się brzuch, a z moich oczu popłynęły łzy.

16| Obojętność




Był już wieczór. Położyłam się i myślałam o Piotrku. Czemu tak mnie oszukał? Czemu to zrobił? - zadawałam sobie mnóstwo różnych pytań. Przecież gdyby mnie kochał nie zrobiłby tego. Nie mogłam w uwierzyć. Czemu akurat teraz? Czemu mnie to wszystko spotyka. Zaczęłam płakać. Najgorsze jest to, że mimo co mi zrobił, tęsknie za nim. Tylko czemu, skoro jego miłość jest fałszywa? Nie rozumiałam uczucia, które mi towarzyszyło. Nagle poczułam ból brzucha.
- Jak mam się nie denerwować! - krzyknęłam.
Nie dawałam sobie z tym wszystkim rady. Ciąża, choroba taty i jeszcze Piotrek. Moje wszystkie uczucia były mieszane. Nie wiedziałam o czym mam myśleć.
Spojrzałam na telefon. Ponad 30 nie odebranych połączeń. Wszystkie od Piotrka. Nie chciałam z nim rozmawiać. Wysłałam mu sms'a i wyłączyłam telefon.
Byłam już zmęczona. Zasnęłam.



Próbowałem dodzwonić się do Martyny, ale nie odbierała. Nie wiedziałem co się z nią dzieje. W pewnej chwili usłyszałem sygnał sms'a. Szybko odblokowałem telefon i przeczytałem wiadomość. Była od Martyny. Napisała w niej, że zatrzyma się u koleżanki na kilka dni. Nie bardzo rozumiałem treść tej wiadomości. Po co miałaby nocować u koleżanki? Nagle przypominało mi się, że Martyna ostatnio mówiła o jakiejś koleżance, która przyleciała z Włoch do Polski. Zapamiętałem adres, gdyż na osiedlu mieszkał też Adam. Wziąłem kluczyki z szafki i pobiegłem do samochodu. Po kilkunastu minutach byłem na miejscu. Wbiegłem po schodach i zapukałem do drzwi. Otworzyła mi blondynka.
- Cześć, jest Martyna? - zapytałem z nadzieją.
- Tak jest - odpowiedziała obojętnie.
- Mogę wejść?
W tym momencie zobaczyłem Martynę ze łzami w oczach. Patrzyła na mnie ze smutkiem.
- Co się stało? - podszedłem do dziewczyny.
- A teraz "co się stało"? - powiedziała z szyderczym uśmiechem
Chciałem ją przytulić, ale się odsunęła.
- Co się stało? - powtórzyłem pytanie.
- Nadal masz odwagę pytać? - płakała - słyszałam wszystko!
- Co słyszałaś? - powiedziałem.
- Twoją rozmowę z Adamem - uśmiechnęła się sztucznie - słyszałam wszystko.
Wtedy domyśliłem się o co chodzi.
- Martynka to nie było na poważnie! Kocham Cię.
Pokręciła jedynie głową.
- Wyjdź stąd - powiedziała stanowczo.
- Martyna.
- Wyjdź stąd! - krzyknęła.
Można powiedzieć, że mnie prawie "wyrzuciła".
Nie wiedziałem, że Martyna weźmie to na poważnie. Gdybym pomyślał wcześniej! Pojechałem do domu.


Nie spałem prawie całą noc. Ciągle myślałem o Martynie. W końcu wstałem i poszedłem się ubrać. Zjadłem śniadanie i pojechałem do szpitala.
Była tam już Martyna, właśnie się przebrała.
- Martyna? - powiedziałem.
Nie zareagowała. Podszedłem do niej i złapałem za rękę. Obróciła się i spojrzała mi w oczy.
- Czemu tak się zachowujesz? - zapytałem - To Adam coś wymyślił, ja ten zakład traktowałem na żarty, nie na poważnie. I nie z tego względu z Tobą jestem - i tu dodałem cicho - lub byłem...
Nie odpowiedziała. Kiedy wychodziła zobaczyłem łzy spływające jej po policzku. W tej chwili wszedł Adam.
- Stary co jest z Martyną? - powiedział.
- Dowiedziała się o tym twoim zakładzie - powiedziałem z pretensjami.
- No to nie za fajnie.
- Człowieku! Ona wyprowadziła się tylko dlatego, że wtrąciłeś kilka swoich słów - krzyknąłem.
- To na co czekasz?! Zrób coś z tym, a nie mnie osądzasz! - również krzyknął.
- Łatwo powiedzieć.
Nagle wpadłem na pomysł. Po dyżurze chciałem pojechać do koleżanki Martyny i z nią porozmawiać.


W czasie dyżuru próbowałem wiele razy przeprosić Martynę. Bez skutku. Poszedłem do samochodu i pojechałem do Karoliny. Niechętnie mnie wpuściła.
Rozmawiałem z nią około pół godziny. Chyba ją przekonałem, że naprawdę kocham Martynę. Obiecała mi, że porozmawia z Martyną.
Kiedy miałem już wychodzić Karolina złapała mnie za rękę i powiedziała...

15| Kłamstwo(?)







Kiedy weszłam do pokoju ratowników spotkałam Adama. Przypomniały mi się jego podejrzenia o ciąży. Powiedziałam zwykłe "cześć" i poszłam się przebrać. Wyszłam i od razu zaczął wypytywać mnie jak się czuję.
Oczywiście skłamałam, że dobrze. Nie miałam ochoty słuchać jego podejrzeń. Niestety nie obyło się bez nich.
- Wydaje mi się czy przytyłaś? - powiedział.
Spojrzałam na niego. Nie wiedziałam o co mu tak na prawdę chodzi.
- Mam to traktować jako komplement? - zapytałam niepewnie.
- Martyna - Adam do mnie podszedł - Ty jesteś w ciąży! To widać.
- Od kiedy jesteś moim lekarzem?! - odburknęłam.
W tej chwili wszedł Piotrek. Udawałam, że nie było rozmowy. To co powiedział mi Adam wydawało mi się po części prawdą. Przytyłam to prawda, ale to z powodu, że przez dwa tygodnie siedziałam w domu. Byłam trochę zła na Adama o jego oskarżenia. Wiedziałam, że to nieprawda, więc już o tym nie myślałam. Dostaliśmy wezwanie.
Kiedy już wróciliśmy chciałam posprzątać karetkę. Znów poczułam ból brzucha, na szczęście nie tak mocny jak ostatnio. Usiadłam. Po kilku minutach wszystko wróciło do normy. Skończyłam sprzątać i udałam się do bazy. Był tylko Wiktor. Korzystając z okazji poprosiłam go o zwolnienie od godziny 17... Powiedział, że to ostatni raz...
Usiadłam na fotelu i włączyłam telewizor. Nieświadomie zaczęłam myśleć o moim ojcu. Nie otrzymałam jeszcze żadnego telefonu co z jego zdrowiem. Zastanawiałam się czy operacja przebiegła bez komplikacji. Poszukałam telefonu w kieszeni od spodni i wybrałam numer do mamy. Nie odebrała. Zadzwoniłam jeszcze raz, niestety bezskutecznie. Spojrzałam na godzinę, było po 11. Przypomniało mi się, że na 17 jestem umówiona do lekarza. Było jeszcze dużo czasu, a ja nie miałam co robić.
W ciągu kolejnych czterech godzin nic się nie działo. Bardzo mnie to zdziwiło, jeszcze nigdy nie mieliśmy tak mało wezwań w ciągu dnia. Poszłam się położyć. Po kilku minutach zasnęłam.
Obudziłam się przykryta kocem. Na fotelu obok zobaczyłam Piotrka.
- Która godzina? - zapytałam.
- Po 17 - odpowiedział i uśmiechnął się.
Przecież ja byłam umówiona na 17 do lekarza! Nagle mi się przypomniało.
- Muszę iść - powiedziałam.
Szybko założyłam buty i niemal pobiegłam. Właściwy gabinet znajdował się na drugim końcu szpitala, więc dopiero po kilku minutach doszłam na miejsce. Poczekałam chwilę, gdyż w środku był już ktoś inny. W końcu nadeszła moja kolej. Weszłam do gabinetu i usiadłam na krześle. Wytłumaczyłam spóźnienie i opowiedziałam wszystkie moje "dolegliwości". Lekarz postanowił wykonać USG. Przeszliśmy do gabinetu obok. Poczułam zimny żel na moim brzuchu. Jest taki nieprzyjemny. Po kilku minutach lekarz uśmiechnął się. Byłam zaskoczona jego reakcją, co mogło go tak uszczęśliwić?
- Jest pani w ciąży - usłyszałam.
To czego się dowiedziałam nie docierało do mnie. Nie mogłam w to uwierzyć. Jakim cudem mogę być w ciąży? To nie może być prawda.
- To chyba żart? - zaśmiałam się.
Lekarz znów się uśmiechnął i pokręcił przecząco głową.
- Absolutnie nie! - powiedział - Gratuluję.
Chyba dopiero wtedy zrozumiałam, że to nie żart. Wszystkie objawy by pasowały, ale nie te silne bóle brzucha. Lekarz wytarł żel, a gdy to zrobiła ja usiadłam na krześle.
- A te bóle brzucha? - zapytałam.
- Mogą być spowodowane stresem - odpowiedział bez namysłu - Niech się teraz pani nie denerwuje, to dla własnego dobra i dziecka.
- Dobrze, dziękuje - odpowiadałam niepewnie.
Lekarz wypełnił jeszcze kilka papierów, przepisał tabletki i mogłam wyjść z gabinetu. Szłam w stronę pokoju ratowników ciągle będąc w szoku. Nie wyobrażałam sobie tego wszystkiego. Jak ja powiem to Piotrkowi? Na ten moment to było dla mnie najtrudniejsze. Miałam już wejść do środka, kiedy akurat usłyszałam rozmowę Piotrka z Adamem. Mówili coś o jakimś zakładzie.
- Byłem z Martyną już po kilku dniach, a nie po dwóch tygodniach. Więc wygrałem! - mówił Piotrek.
Po policzkach spłynęły mi łzy. Słyszałam wystarczająco wiele, aby zrozumieć, że Piotrek był ze mną tylko dla zakładu. Kiedy weszłam do środka przestali rozmawiać. Starałam się nie spoglądać w ich stronę. Przebrałam się i bez słowa wyszłam. Poszłam w stronę domu.
Po 20 minutach byłam już na miejscu. Spakowałam swoje rzeczy do walizki i wyszłam. Autobusem dojechałam do mieszkania swojej koleżanki Karoliny. Zadzwoniłam dzwonkiem i za chwilę ją zobaczyłam.
- Martyna? Cześć, co się stało? - Karolina spojrzała na moją walizkę.
- Mogę u Ciebie zostać na kilka dni? - zapytałam zapłakana.
Dziewczyna mieszkała sama, więc miała dużo miejsca.
- Pewnie, chodź.
Opowiedziałam jej wszystko od początku. Wiedziała nawet o ciąży. Nie wiedziała kiedy ma mi gratulować, a kiedy współczuć. Zresztą ja też nie wiedziałam.

(W tym samym czasie)



Siedziałem na fotelu, kiedy przyszedł Adam. Zaczęliśmy rozmawiać.
- Pamiętasz nasz zakład? - powiedział.
- Byłem z Martyną już po kilku dniach, a nie po dwóch tygodniach, więc wygrałem! - zaśmiałem się.
W tym momencie weszła Martyna. Chciałem do niej podejść i się przywitać, ale poszła się przebrać. Zdziwiłem się, bo do końca dyżuru była jeszcze dobra godzina.
- Adam, ale Ty wiesz, że to wszystko było dla żartów prawda? - powiedziałem.
W tej chwili Adam się zaśmiał
- Tak tak, mów tak sobie... - odpowiedział mi ze śmiechem Adam.
- Adam.. - powiedziałem wkurzonym tonem.
W tej chwili zawołał mnie Wiktor, powiedział, że Martyna wychodzi dzisiaj szybciej. Kiedy wróciłem dziewczyny już nie było. Zadzwoniłem do niej, ale nie odebrała...
Po godzinie skończył się dyżur. Przebrałem się i pojechałem do domu. Nikogo nie zastałem. Nie było Martyny, a także jej rzeczy. Zaniepokoiłem się, gdyż Martyna nigdy nie znikała bez słowa. Pomyślałem, że może pojechała do rodziców, ale to również wydawało mi się bardzo dziwne. Zacząłem do niej dzwonić.

14| Zawał(?)





Te kilka dni zleciały mi bardzo szybko. Ogólnie czuję się już dobrze, gdyby nie te bóle brzucha i brak apetytu. Dzisiaj razem z Piotrkiem mamy wolne. Chyba pierwszy raz od wielu tygodni.
Obudziłam się wcześnie, jeszcze przed Piotrkiem. Co jest trochę dziwne, bo to zawsze on musiał mnie budzić. To pewnie przez ostatnie dyżury na 7/8 rano. Już nie umiem spać do 9 jak kiedyś. Może to i lepiej.
Poszłam do łazienki. Uczesałam włosy w warkocz, ubrałam się, umyłam zęby - przed śniadaniem, ale to szczegół - i odświeżyłam twarz. Kiedy już się ogarnęłam poszłam do kuchni zrobić śniadanie. Nagle poczułam ręce, które obejmowały mnie w pasie. Nie spodziewałam się tego, więc oczywiście musiałam upuścić patelnie z naleśnikami na podłogę.
- Dzień dobry, królewno - powiedział Piotrek.
- I zobacz co zrobiłeś - zaśmiałam się.
- Przepraszam - powiedział i pocałował mnie w policzek.
- Wybaczam Ci - obróciłam się przodem do chłopaka i go pocałowałam, co on odwzajemnił.
Posprzątaliśmy cały bałagan i wszystko przygotowaliśmy na nowo. Po godzinie talerz Piotrka był już pusty. Nie można tego powiedzieć o moim. Nawet nie ruszyłam. Najwyraźniej Piotrek się zaniepokoił.
- Od tygodnia nic nie jesz, co się dzieje? - zapytał.
- Po prostu nie mam apetytu - odpowiedziałam.
- Może powinnaś się wybrać do lekarza?
- Nie ma takiej potrzeby, ale dziękuje za troskę - dałam mu buziaka.
Chyba tego nie kupił - pomyślałam.
Trzeba przyznać, że sama się trochę zaniepokoiłam. Nigdy nie miałam tak długo braku ochoty na jedzenie. Może faktycznie wybiorę się do lekarza. Jutro po dyżurze pójdę. Nagle zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam do toalety. Na dodatek nudności musiały się przyczepić. Za chwilę dobijał się Piotrek. Wyszłam wciskając mu, że po prostu byłam w toalecie. Nie bardzo to wyszło, nigdy nie umiałam kłamać. Była już 9:30. Nie miałam ochoty siedzieć w domu. Pogoda była ładna, w sumie codziennie jest ładna. Zapytałam Piotrka czy idzie ze mną na spacer. Zgodził się i po 15 minutach byliśmy już w parku. Z powodu, że zrobiło się strasznie gorąco poszliśmy po lody. Zamówiłam truskawkowe, moje ulubione. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Znów zrobiło mi się niedobrze. Kiedy już szliśmy w stronę domu zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam napis "Mama". Po tej całej sytuacji z tatą, ciągle nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Mama wszystko odebrała.
- "Martyna!" - z jej tonu głosu zrozumiałam, że coś się stało.
- Halo, mamo? - powiedziałam.
- "Tata jest w szpitalu, ma zawał" - usłyszałam.
- Co? - bardzo mnie to zdziwiło, gdyż mój ojciec zawszę był w znakomitej formie - Mamo nie płacz, uspokój się, już jadę - rozłączyłam się.
To co przed chwilą usłyszałam mocno mną wstrząsnęło. Z moich oczu popłynęły łzy. To co mi zrobił nagle poszło w niepamięć. Teraz myślałam o tym, żeby przeżył.
- Co się stało? - zapytał Piotrek i otarł łzy z moich policzków.
- Mój ojciec... ma zawał - wykrztusiłam - pojedziesz ze mną?
- Pewnie, chodź
Po 10 minutach byliśmy w domu. Szybko spakowałam kilka potrzebnych rzeczy i pojechaliśmy. Rodzice mieszkali 12 kilometrów za Warszawą. W czasie jazdy nie odzywałam się. Dojazd do właściwego szpitala zajął nam godzinę. Wysiadłam i pobiegłam poszukać sali, na której leżał mój tata. Przed drzwiami spotkałam mamę.
- Co z tatą? - zapytałam przerażona.
- Nie wiem, nie chcą mnie wpuścić.
Postanowiłam się czegoś dowiedzieć. Niektórzy mnie pamiętali i może dlatego udzielili mi informacji o stanie zdrowia ojca. Poszłam do mamy.
- I co? Powiedzieli Ci coś? - zapytała ze łzami w oczach.
Również płakałam.
- Potrzebna jest operacja - powiedziałam.
W tym momencie matka przytuliła się do mnie.
- Wszystko będzie dobrze.
Okłamywałam sama siebie. Lekarz powiedział, że on umiera, a operacja może jedynie wydłużyć jego życie o kilka dni. Jeśli w ogóle ją przeżyje. Przytuliłam się to Piotrka. Zaczęłam płakać. Widziałam jedynie, że moja mama patrzyła na mnie i obcego dla niej chłopaka. Nic nie wiedziała, że rozstaliśmy się z Marcinem. Bardzo go lubiła. Lecz teraz nie była pora na wyjaśnienia. Nagle poczułam silny ból brzucha. Tak silny, że zgięłam się w pół.
- Co się stało? - zaniepokoił się Piotrek.
- Brzuch - nic więcej nie byłam w stanie powiedzieć. Jakiekolwiek słowo sprawiało mi ogromny ból.
Podeszła również mama. Piotrek pomógł mi dojść do pierwszego lepszego krzesła. Usiadłam. Ból nie ustępował. Był nawet silniejszy.
- Pójdę po lekarza - powiedziała moja mama.
- Nie trzeba - powiedziałam cicho.
- Przecież ty ledwo mówisz! Martyna nie wygłupiaj się! - krzyknął Piotrek, chociaż starał się być cicho.
Zaczęłam płakać z bólu. Był nie do wytrzymania.
Po kilku minutach, które wydawały mi się wiecznością, przyszedł lekarz. Zbadał mnie.
Po prawie godzinie, bólu już prawie nie czułam, a lekarz powiedział, że to z nerwów. Nie wierzyłam, że jest to spowodowane tylko przez nerwy. Lekarz był bardzo młody, za młody na lekarza, może i młodszy ode mnie?
Dostałam jeszcze tabletki przeciw bólowe i mogłam wyjść z sali. Na zewnątrz czekał Piotrek, widziałam jak chodził w te i z powrotem. Kiedy mnie zobaczył podbiegł i złapał za ręce.
- I co? - zapytał.
- To z nerwów - odpowiedziałam.
Widziałam, że się zdziwił. Zresztą jak ja.
- Gdzie mama?
- Poszła kupić coś do picia. Może też chcesz?
- Nie, dziękuje.
Poszliśmy w kierunku sali operacyjnej, gdzie mój tata był operowany. Była już 15. Pomyślałam, że musimy wrócić do domu. Przecież mamy jutro dyżur na 5 rano. Jednak nie chciałam. Podeszłam do matki. Siedziała na krześle.
- Mamo? - powiedziałam - musimy za raz jechać, poradzisz sobie?
- Tak Martynko, dziękuje, że przyjechałaś.
Uśmiechnęłam się.
- Jak będziesz coś wiedzieć od razu dzwoń. Postaram się przyjechać za kilka dni - Pożegnałam się z mamą.
Złapałam Piotrka za rękę i poszliśmy w stronę samochodu. Tym razem dojechaliśmy po dwóch godzinach. Co się dziwić, przecież były godziny szczytu. Byłam już zmęczona dzisiejszym dniem. Mimo badań, które miałam, postanowiłam i tak pójść jutro do lekarza. Nie chciało mi się wierzyć, że to tylko z nerwów! Dużo razy bolał mnie brzuch, gdy byłam zdenerwowana, ale nie aż tak mocno. Chciało mi się spać. Poszłam do łazienki się trochę odświeżyć.W między czasie Piotrek dobijał się do drzwi, Miał prawo, bo siedziałam tam chyba z godzinę. Kiedy już w końcu wyszłam, zobaczyłam kolację na stole wśród świec. Zdziwiłam się.
- A to co? - zapytałam uśmiechnięta.
- Chciałem Ci jakoś umilić dzisiejszy dzień - powiedział po czym podszedł i zaczął mnie całować.
Usiadłam na swoim miejscu. Atmosfera była bardzo miła. Po godzinie skończył się nasz romantyczny wieczór. Posprzątaliśmy i poszliśmy spać.

13| Grypa




Po zbadaniu mnie, Wiktor stwierdził, że mam grypę. Tak jak myślałam. Przepisał mi jakieś tabletki i dał kilka dni wolnego. Znów będę bezczynnie siedzieć w domu.
Poszłam się przebrać. Poprosiłam Piotrka, aby odwiózł mnie do domu, ja nie byłam w stanie sama dojechać. Niestety teraz nie mógł. Miał kolejne wezwanie. Nie pozostawało mi nic innego, musiałam sama wrócić.
Kiedy byłam koło windy, na drugim końcu korytarza zauważyłam Adama.
- Adam! Zaczekaj! - krzyknęłam.
Zebrałam w sobie ostatnie siły i podbiegłam do chłopaka. Pomyślałam, że mógłby mnie podrzucić, skoro i tak tamtędy przejeżdża.
- Mógł byś odwieźć mnie do domu? - zapytałam.
- Za 20 minut kończę dyżur, zaczekasz?
- Pewnie, daj znać jak skończysz.
Poszłam na zewnątrz. Usiadłam na ławce, chciałam się jakoś "wyciszyć" ale nie mogłam. Wszystko mnie bolało, a szczególnie brzuch. Po 15 minutach przyszedł Adam.
- To co, możemy jechać? - zapytałam.
- Jasne - odpowiedział i uśmiechnął się.
W drodze nie czułam się tak strasznie, co mnie zaskoczyło.
- Nie masz dzisiaj dyżuru? - powiedział.
- Mam, ale źle się czuję. Mam grypę i Wiktor odesłał mnie do domu.
- To w takim razie życzę powrotu do zdrowia.
Uśmiechnęłam się i podziękowałam.
Dojechaliśmy po 10 minutach. Już wysiadałam z samochodu, kiedy nagle zakręciło mi się w głowie. Mocno zakręciło mi się w głowie.
- Martyna co się dzieję? - zapytał zaniepokojony Adam.
- Boli mnie głowa - odpowiedziałam.
- Pomogę Ci.
W tej chwili Adam pomógł mi wstać i zaprowadził do domu. Posadził na kanapie, przyniósł koc i zrobił mi herbatę.
- Dziękuje Ci, ale poradzę sobie - uśmiechnęłam się.
- W takim stanie to nawet nie jestem pewien czy dasz radę pójść do toalety - żartował sobie.
- Nie ładnie tak żartować sobie z chorej osoby - lekko się oburzyłam, przecież kaleką jeszcze nie byłam.
Adam usiadł koło mnie.
- Martyna wiesz co? Twoje objawy nie wyglądają mi tylko na grypę.
- Co sugerujesz? - trochę się zaniepokoiłam.
- Czy ty może nie jesteś w ciąży?
Na słowo "w ciąży" chciało mi się śmiać.
- Żartujesz sobie chyba!
- Martyna ja mówię poważnie.
- To niemożliwe, lepiej już idź - powiedziałam i odwróciłam głowę w drugą stronę.
- Do zobaczenia - Adam wyszedł.
To niemożliwe, żebym była w ciąży - powiedziałam na głos.
To prawda ostatnio kochałam się z Piotrkiem, ale to jeszcze za wcześnie. Chcę kiedyś mieć dzieci, ale nie teraz. Wypiłam herbatę i wzięłam tabletki. Postanowiłam się trochę przespać...
Obudził mnie gwałtowny trzask. Za chwilę zobaczyłam sylwetkę Piotrka wyłaniającego się z kuchni.
- Przepraszam, obudziłem Cię - powiedział.
- Może to i dobrze, straciłam poczucie czasu - zaśmiałam się.
Piotrek uśmiechnął się i podszedł do mnie.
- Jak się czujesz?
- Trochę lepiej, ale nie będę Cię całować, żeby Cię nie zarazić.
- Chyba nie wytrzymam - chłopak mnie objął.
- Dasz radę - powiedziałam i oparłam głowę o jego ramię.
Postanowiłam nie mówić Piotrkowi o podejrzeniach Adam. Postanowiłam tak, bo to nieprawda.
- Jesteś głodna? - zapytał.
- Jakoś niespecjalnie - odpowiedziałam.
- A może skusisz się na naleśniki mojego przepisu?
- Hmm? Muszę przyznać, że twoja propozycja jest kusząca - uśmiechnęłam się - W takim razie poproszę jednego.
- Już się robi.
Piotrek wstał i poszedł do kuchni.
Poczułam się trochę lepiej, więc również poszłam do kuchni.
- A ty gdzie? - chłopak złapał mnie w pasie.
- Chciałam Ci trochę pomóc.
- Poradzę sobie, ty idź się połóż. Musisz odpoczywać.
- Lekarz się znalazł - powiedziałam i wyszłam z kuchni.
Wzięłam laptopa i położyłam się na kanapie. Czas szybko mi zleciał. Za chwilę przyszedł Piotrek. Wstałam i poszłam usiąść przy stole.
- Ale ładnie pachnie! - powiedziałam.
- Dla ciebie wszystko - zarumieniłam się.
Zjadłam jednego. Dwa. Trzy naleśniki! Ten dzień na pewno należy do dziwnych. Ta "ciąża" i to, że raz mam apetyt, a raz nie. Piotrek popatrzył się na mnie jakoś dziwnie.
- Co się stało? - zapytałam.
- Chciałaś jednego, zjadłaś trzy.
- To źle?
- Nie, tylko wydawało mi się, że jeszcze niedawno nie miałaś ochoty na jedzenie.
- To było rano - zaśmiałam się razem z Piotrkiem.
Spojrzałam na zegarek. Była już 19. Poszłam się wykąpać. Za nim się ogarnęłam minęło pół godziny. Ledwo doszłam do sypialni. Położyłam się i momentalnie zasnęłam.

12| Złe samopoczucie




Spojrzałam na zegarek. Była już 13:55. Zdenerwowałam się, Piotrka jeszcze nie było. Czekałam tak jeszcze przez chwilę, kiedy go zobaczyłam.
- No w końcu! - powiedziałam.
- Cześć, przepraszam za spóźnienie - Piotrek pocałował mnie w czoło - zepsuła nam się...
- Później będziesz się tłumaczył. Musimy już wchodzić - przerwałam.

Wyszłam z sali. Kiedy zobaczyłam Marcina, zrobiło mi się jakoś niedobrze. Nie chcę go już nigdy więcej widzieć na oczy. Osoba, z która razem mieszkałam okazała się być niepoczytalna. Właśnie dlatego Marcin dostał jedynie zakaz zbliżania się.
Usiadłam na krześle, które stało pod ścianą.
- Martynka idziemy? - zapytał Piotrek?
- Słabo mi - odpowiedziałam.
- Pójdę po wodę, poczekaj.
Zostałam sama w korytarzu. Za kilka minut wrócił Piotrek z butelką wody.
- Lepiej Ci już? - powiedział podając mi butelkę
- Tak, chodźmy. - odpowiedziałam po wypiciu znacznej ilości wody.
Po kilkunastu minutach byliśmy w domu.
Poszłam do sypialni po koc i położyłam się na kanapie w salonie. Znowu zrobiło mi się źle.
- Jak się czujesz? - spytał zatroskany Piotrek?
- Pewnie grypa - powiedziałam.
- Moja biedna - Piotrek mnie przytulił.
- Dobra, dobra, teraz mi się tu tłumacz, czemu się spóźniłeś?
- A już myślałem, że zapomnisz - zaśmiał się Piotrek - mieliśmy akcję i kiedy już byliśmy w połowie drogi, w lesie, zepsuła nam się karetka, a za nim przyjechała inna....
- Wybaczam Ci - uśmiechnęłam się.
- A tak poza tym, co dzisiaj na obiad? Może pizza?
Jeśli obiadem można nazwać pizze - pomyślałam.
- Jak chcesz, a i tak nie mam za bardzo ochoty.. - powiedziałam
Piotrek wstał i poszedł po telefon.
Po około pół godzinie przyjechał dostawca z jedzeniem.
Pizza była dość duża, z czego ja zjadłam może pół jednego kawałka. Nie miałam apetytu. Nie można powiedzieć tego o Piotrku! Zjadł chyba nawet więcej niż połowę. Jak taka chuda osoba może tyle zjeść? Zaśmiałam się.
Z całego zamieszania z pizzą była już 17:40. Źle się czułam, więc poszłam się szybciej umyć. Po 15 minutach wyszłam z łazienki.
- Może włączymy jakiś film? - zaproponował Piotrek.
- Czemu nie.
Po przeszukaniu przez Piotrka półki z filmami, w końcu znalazł. Była to komedia romantyczna. Nie przepadam z tego typu filmami, ale niech już będzie. Kiedy wszystko było już gotowe położyłam się na łóżku, obok mnie Piotrek. Oparłam głowę o jego ramię, a on mnie objął.
Po godzinie moje oczy same już się zamykały. Wtuliłam się w ramię chłopaka i zasnęłam.






Obudziłam się przed 6. Nie miałam ochoty wstawać, a co dopiero iść do pracy. Czułam się jeszcze gorzej niż wczoraj. Mimo wszystko wstałam i poszłam do łazienki. Zakręciło mi się w głowie, więc usiadłam na wannie. Zrobiło mi się niedobrze...
Wyszłam po 20 minutach. Pewnie obudziłam Piotrka, bo już nie spał.
- Obudziłam Cię? - zapytałam i usiadłam na krześle przy stole.
- Nie, sam się obudziłem - powiedział i pocałował mnie w czoło - źle wyglądasz.
- To nic takiego - skłamałam - o której jedziemy?
- Za około 30 minut.
Poszłam do łazienki. Ubrałam swoją nową turkusową sukienkę i baletki, a włosy uczesałam w zwykłą kitkę. Jak zawsze po 10 minutach byłam już gotowa.
Znów nie miałam apetytu, więc zjadłam tylko banana. Zrobiło mi się zimno. Poszłam poszukać sweter. Kiedy byłam w kuchni, przy okazji spojrzałam na termometr. Już po 7 było 20°C.
- Gotowa? - spytał Piotrek.
- Tak, możemy jechać.
W drodzę było mi jeszcze gorzej. Człowiek cieszyłby się z ładnej pogody. Słońca, ptaków. Ale nie ja. Dzisiaj wszystko mnie drażniło. Miałam nadzieję, że to tylko grypa, tylko, że nigdy nie miałam takich objawów.
Po kilku minutach byliśmy w pokoju ratowników. Szczerze muszę powiedzieć, że wszyscy zdziwili się na widok mnie i Piotrka trzymających się za ręke. Wszyscy oprócz Adama.
Niechętnie poszłam się przebrać. Usiadłam na kanapie i zaczęłm czytać gazetę, która leżała na stoliku. Za kilka minut przyszedł Wiktor.
- Dzieciaki zbierajcie się - powiedział.
Szybko wstałam i poszłam. Kiedy byłam już na schodach zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o ścianę. Akurat wtedy przechodził Adam.
- Dobrze się czujesz? - zapytał.
- Tak, dziękuję - odpowiedziałam.
- Choć pomogę Ci.
Adam pomógł mi dojść do karetki. Poczułam się jak kaleka. Piotrka jeszcze nie było.
- Martyna wiesz gdzie jest Piotr? - zapytał zdenerwowany Wiktor?
- Niestety, nie.
Czekaliśmy na niego przez chwilę. Nie pomyślałam, żeby do niego zadzwonić. Przez to jak się czuję nic nie potrafię dobrze zrobić. Na szczęście nie czekaliśmy długo.
- Ruchy, ruchy Piotr! - krzyknął Wiktor.
Około 20 minut później byliśmy z powrotem pod szpitalem. W drodzę powrotnej znów zrobiło mi się niedobrze. W tym momencie nie byłam w stanie nawet posprzątać karetki. Choć trzeba przyznać, że było trzeba odłożyć kilka rzeczy na miejsce. Przyszedł Piotrek z Wiktorem. Rozmawiali. Ze względu, że siedziałam Piotrek powiedział:
- Źle wyglądasz.
- I tak też się czuje - choć w cale nie było mi do śmiechu.
- Co się dzieje Martyna? - zapytał Wiktor
- Nic takiego. To pewnie grypa.
- Nic takiego... Wiesz jak może skończyć się nie leczona - próbował mnie zastraszyć - choć, zbadam Cię.
Poszliśmy do bazy.

11| Horror(?)









Byliśmy w sypialni. Leżałam w objęciach Piotrka. Myślałam tylko o naszej miłości. O tym co zdarzyło się wczoraj i dziś. Chyba już dawno tak dobrze się nie czułam. Uśmiechnęłam się.
Minęło kilka minut. Spojrzałam na zegarek. Była godzina 19.30. Nie miałam ochoty iść już spać, więc włączyłam film.
- Co tak się brechtasz? Komedia jakaś? - zapytał.
- Nie... Horror - odpowiedziałam śmiejąc się.
- Z tobą to chyba jest coś nie tak.
- Nie moja wina, że horrory mnie śmieszą.
- Mogę się pośmiać z tobą?
- Choć.
Oglądaliśmy przez jakiś czas. Ciągle się śmiałam.
Kiedy już szliśmy spać, Piotrek zapytał:
- Ciekawy jestem jak ty oglądasz komedie.
- A jak mogę? Za to widziałam jak ty się bałeś - zaśmiałam się.
- Oj tam, oj tam. Wcale nie.
Pocałowałam Piotrka w policzek i poszłam spać.







Wstałem wcześniej. Martyna jeszcze spała. Ubrałem się i poszedłem zrobić śniadanie. Kiedy wszystko przygotowałem, wszedłem z powrotem do sypialni. Zobaczyłem siedzącą Martynę.
- Podano do łóżka - powiedziałem dość poważnie.
- Mmm, a co to za okazja? Dziękuje - odpowiedziała Martyna, a po chwili wzięła kęs - Pyszne jest!
- Ma się te zdolności kulinarne.
Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Muszę zaraz wychodzić - powiedziałem.
- Dobrze, a zapomniałam Ci powiedzieć, że dzisiaj o 14 jest ta sprawa w sądzie.
- Ja też zapomniałem. Spróbuje szybciej wyjść z dyżuru. Do zobaczenia.
- Pa - odpowiedziała Martyna, a ja pocałowałem ją w czoło.
Kilka minut później byłem już w 'bazie'. Przebrałem się. Wychodząc spotkałem Wiktora.
- Dzień dobry Panie Doktorze - powiedziałem.
- Witaj Piotr - odpowiedział.
- Bo mam taką małą prośbę.
- No słucham.
- Dzisiaj jest sprawa w sądzie z Marcinem, no i Martynka nie chce iść sama - nie zdążyłem dokończyć.
- Dobra Piotr, wiesz jak to jest. No ale dobra, ostatni raz Cię puszczam. - przerwał mi Wiktor.
- Dziękuje - powiedziałem i poszedłem do karetki.
Po niecałych 20 minutach, przybiegł Adam z Wiktorem.
- Ruchy Piotr! - krzyknął Wiktor.
Wsiadłem do karetki.
- Co się stało? - spytałem.
- Jakiś facet spadł z dachu. Jest z nim tylko trzynastoletnia córka - odpowiedział zdenerwowany Wiktor.
Były godziny szczytu, a dom do którego mieliśmy jechać znajdował się na drugim końcu Leśnej Góry.






Zostało nam już niewiele, kiedy nagle zobaczyłem policję na środku drogi.
- A tu co? - powiedziałem.
- Zobacz Adam co tam się dzieję - odpowiedział Wiktor.
- Witam - powiedział Policjant.
- Witam. Co się stało? - zapytał Adam.
- Zawracajcie.
- Ale jedziemy do wypadku, musisz nas przepuścić - powiedziałem z ambulansu
- No nie przejedziecie.
- Jak nie przejedziemy?! W Siodłowie może nam umrzeć człowiek.
- Wichura powaliła drzewa, linię energetyczną, most jest uszkodzony. Nie ma szans.
- No to człowieku co my mamy zrobić? Jedziemy do wypadku, nie rozumiesz?
- Tam jest umierający człowiek! Nie rozumiesz? - zdenerwował się Adam - musimy przejechać, co mamy zrobić?!
- Bez emocji, bez emocji, bez emocji - mówił policjant.
- O co chodzi? Jestem lekarzem - powiedział Wiktor.
- Pokażę państwu co się stało.
W tym momencie policjant pokazał nam drogę.
- No nie przejedziecie, nie ma szans.
- Jak nie przejedziemy? Zmieścimy się tutaj.
- Tą karetką nie.
- Dobra to jak mamy jechać? - mówił zdenerwowany Wiktor - masz z drugiej strony jakiś motocykl? Sprzęt muszę przewieźć.
- Nie. Przez Raszno musicie pojechać.
- Przez Raszno to jest 21 kilometrów! W pięknych korkach. - powiedziałem.
- Tu jest skrót - policjant wskazał boczną drogę -przejedziecie przez tą drogę tylko ona też może być nieprzejezdna. Mogą na niej też leżeć drzewa.
- Ile to zajmie? - spytał Adam.
- Około pół godziny.
- Piotr mapa - powiedział Wiktor.
Wyciągnąłem mapę z karetki i podałem ją Wiktorowi.
- Gdzie jesteśmy?
- My jechaliśmy stąd - wskazałem drogę na mapie.
W prostej linii do wypadku był niecały kilometr. Objazd, biorąc pod uwagę chaos na drogach może nam zająć godzinę, albo i dłużej.
- Chce iść pan pieszo? - powiedziałem.
- No nie mam innego wyjścia - mówił Wiktor, po czym podszedł do drzwi karetki.
- 21S do centrali - powiedział - droga nieprzejezdna, spróbuje dotrzeć do rannego pieszo. Karetka pojedzie objazdem.
- "Przyjęłam. Powodzenia".
Wiktor wraz z Adamem pobiegli. Wsiadłem do karetki i ruszyłem. W drodze nie było większych przeszkód. Nie wliczając w to kilku gałęzi przez, które z trudnością przejechałem.




Spotkaliśmy się w lesie. Pech chciał, że akurat w tej chwili zepsuła się karetka.
- Piotr co jest?! - krzyknął Wiktor.
- Właśnie nie wiem! - również krzyknąłem - nie jedzie dalej!
Wyszedłem z karetki i spojrzałem pod koło.
- Co jest no? Mamy gumę czy co? - zapytał Adam.
- Weź mi skręć koła, szybko!
- Co?!
- Skręć koła!
- Stary, pacjent nam się dusi!
- Skręć mi koła! Nie chce jechać, nie rozumiesz? - zdenerwowałem się.
Wszedłem do karetki.
- Mówiłem tyle razy, że to jest stary rupieć! Doktorze nie pojedziemy dalej.
- Piotr dobra. Wezwij centrale. Adam do mnie, idziemy dalej! - krzyczał Wiktor.
- 21S. Stanęliśmy w lesie, musicie przysłać drugą karetkę - powiedziałem.
- "Przyślemy gdy zwolni się zespół..."




Byliśmy już w drodze do szpitala.
Kiedy byliśmy już niedaleko szpitala, zapytałem Wiktora.
- Czemu już pan nie operuje, tylko jeździ z nami po krzakach?
- Piotr, zobacz jak tu ładnie - odpowiedział Wiktor.
Nagle przypomniałem sobie, że jestem umówiony z Martyną na 14! Spojrzałem na zegarek. Była już 13:40.
- Doktorze bo miałem wyjść wcześniej - powiedziałem.
- Dobra leć Piotr - odpowiedział Wiktor.
- To w takim razie do jutra.
Poszedłem się przebrać. Była już 13:50. Chyba nie zdążę - pomyślałem.