
Gdy zobaczyłem Martynę i Marcina koło siebie, szybko skończyłem rozmowę z Wiktorem i podbiegłem do nich.
- Co ty tu robisz?! - zapytałem ze złością.
- Piotrek poradzę sobie - odpowiedziała Martyna.
Otworzyła drzwi i razem z Marcinem wyszli na parking szpitalny. Pobiegłem do Wiktora, żebyśmy razem zobaczyli co oni robią, aby nie stała się jej krzywda.
- O co chodzi Piotr? - zapytał Wiktor.
- Wczoraj poszliśmy z Martyną na piwo. Na dwa piwa. No i spotkaliśmy jej chłopaka, trochę był nastukany, zaczął ją szarpać, no to się odezwałem i też go troszkę szarpnąłem
Oglądaliśmy jeszcze przez około minutę gdy nagle Marcin uderzył Martynę! Widząc to zerwałem się i pobiegłem w ich stronę. Kiedy już tam byłem (a musiałem obiegać szpital) Martyna siedziała na ławce. Płakała. Podbiegłem do niej i przytuliłem ją co ona odwzajemniła.
- Nie płacz - powiedziałem.
- Wyrzucił mnie z domu - powiedziała obojętnie.
- Nie płacz - powiedziałem jeszcze raz - Masz mnie, przecież Cię nigdy nie zostawię. Wiem! Zamieszkasz u mnie.
Kiedy to powiedziałem Martynka spojrzała na mnie inaczej niż kiedykolwiek indziej. W jej oczach nagle zauważyłem bardzo smutne oczy. Jeszcze bardziej ją przytuliłem. W końcu przyszedł Wiktor.
- No, skowronki. Czas to skończyć. Mamy wezwanie. - powiedział.
- Martyna, głowa do góry. - powiedziałem Martynie to tak, jakby powiedziałaby to jej własna matka.
Martyna otarła łzy i pojechała z nami.
*godzinę później *
Nasz dyżur się skończył. Powoli szykowałem się do wyjścia. Martyna była już gotowa. Po drodze zajechaliśmy jeszcze do jej domu. Byłego domu. Musiała spakować swoje rzeczy. Kiedy weszliśmy spotkaliśmy Marcina.
-Co ty tu robisz? - zapytał oburzony i spoglądał na mnie.
- Przyszłam po rzeczy - odpowiedziała szybko Martyna.
Po 15 minutach wszystko już spakowała. Już wychodziliśmy ale Martynce przypomniało się, że ma ze sobą jeszcze klucze. Podeszła do pokoju gdzie był Marcin i rzuciła w jego stronę klucze.
- Trochę za długo byliśmy razem - powiedziała na złość i wyszła.
Kiedy już byliśmy w samochodzie, zapytałem:
- Wszystko w porządku?
- Lepiej nie było - odpowiedziała.
Próbowała być wesoła ale widziałem, że jest jej przykro.
- Przecież widzę, że nie - powiedziałem z troską.
- Nic mi nie jest. - odparła starając się robić pokerową minę.
W końcu odjechaliśmy. Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłem z samochodu, otworzyłem drzwi Martynce i poszedłem po walizki.
- O! Jaki dżentelmen! - powiedziała śmiejąc się.
Uśmiechnąłem się i poszliśmy do mieszkania.

Nie czułam się najlepiej. Było mi smutno, ale kiedy tylko pomyśle o Piotrku, o tym jaki on jest, o tym ile dla mnie robi, od razu poprawia mi się humor! Jest więcej niż kolegą z pracy. Jest przyjacielem, a może kimś więcej?
Kiedy rozpakowywałam walizki myślałam o Piotrku. Uświadomiłam sobie chyba, że chyba naprawdę go kocham. Tylko nie wiem czy on mnie.
Usłyszałam głos Piotrka.
- Co się stało? - pobiegłam do kuchni.
- Kroiłem pomidory na kolację i się skaleczyłem.
- Pokaż mi to - obejrzałam palec przyjaciela - drobne skaleczenie, żyć będziesz - zaśmiałam się.
- Mam dla kogo - odpowiedział uśmiechnięty.
Zarumieniłam się.
- Nikt nigdy nie mówił mi takich rzeczy - powiedziałam.
- Może to przeznaczenie? - odpowiedział czuło Piotruś.
Przytuliłam się do niego.
- Dziękuje, że jesteś, że tak mi pomagasz - powiedziałam wzruszona.
Nic nie odpowiedział, tylko przytulił mnie jeszcze mocniej.
Nadeszła pora kolacji. Zajęliśmy miejsca przy stole, naprzeciwko siebie.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy? - powiedział Piotrek.
- Tak! Złapałeś mnie wtedy. Dziękuje - odpowiedziałam lekko śmiejąc się.
Nagle Piotrek włączył romantyczną muzykę.
- Zatańczy pani?
- Z przyjemnością.
Tańczyliśmy dwie piosenki, po czym usiedliśmy na kanapie. Położyłam głowę na kolanach Piotrka, a on zaczął mnie głaskać po włosach. Spojrzałam mu w oczy.
- Piotruś?
- Tak?
- Czemu tak mi pomagasz?
- Po prostu zależy mi na tobie.
Wstałam i znów spojrzałam głęboko w oczy Piotrka.
- Tak jak mi na tobie - powiedziałam i pocałowałam go w usta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz