03| Rozstanie(?)


 
 Gdy zobaczyłem Martynę i Marcina koło siebie, szybko skończyłem rozmowę z Wiktorem i podbiegłem do nich.
- Co ty tu robisz?! - zapytałem ze złością.
- Piotrek poradzę sobie - odpowiedziała Martyna.
Otworzyła drzwi i razem z Marcinem wyszli na parking szpitalny. Pobiegłem do Wiktora, żebyśmy razem zobaczyli co oni robią, aby nie stała się jej krzywda.
 - O co chodzi Piotr? - zapytał Wiktor.
- Wczoraj poszliśmy z Martyną na piwo. Na dwa piwa. No i spotkaliśmy jej chłopaka, trochę był nastukany, zaczął ją szarpać, no to się odezwałem i też go troszkę szarpnąłem
Oglądaliśmy jeszcze przez około minutę gdy nagle Marcin uderzył Martynę! Widząc to zerwałem się i pobiegłem w ich stronę. Kiedy już tam byłem (a musiałem obiegać szpital) Martyna siedziała na ławce. Płakała. Podbiegłem do niej i przytuliłem ją co ona odwzajemniła.
- Nie płacz - powiedziałem.
- Wyrzucił mnie z domu - powiedziała obojętnie.
- Nie płacz - powiedziałem jeszcze raz - Masz mnie, przecież Cię nigdy nie zostawię. Wiem! Zamieszkasz u mnie.
Kiedy to powiedziałem Martynka spojrzała na mnie inaczej niż kiedykolwiek indziej. W jej oczach nagle zauważyłem bardzo smutne oczy. Jeszcze bardziej ją przytuliłem. W końcu przyszedł Wiktor.
- No, skowronki. Czas to skończyć. Mamy wezwanie. - powiedział.
- Martyna, głowa do góry. - powiedziałem Martynie to tak, jakby powiedziałaby to jej własna matka.
Martyna otarła łzy i pojechała z nami.

*godzinę później *

Nasz dyżur się skończył. Powoli szykowałem się do wyjścia. Martyna była już gotowa. Po drodze zajechaliśmy jeszcze do jej domu. Byłego domu. Musiała spakować swoje rzeczy. Kiedy weszliśmy spotkaliśmy Marcina.
-Co ty tu robisz? - zapytał oburzony i spoglądał na mnie.
- Przyszłam po rzeczy - odpowiedziała szybko Martyna.
Po 15 minutach wszystko już spakowała. Już wychodziliśmy ale Martynce przypomniało się, że ma ze sobą jeszcze klucze. Podeszła do pokoju gdzie był Marcin i rzuciła w jego stronę klucze.
- Trochę za długo byliśmy razem - powiedziała na złość i wyszła.
Kiedy już byliśmy w samochodzie, zapytałem:
- Wszystko w porządku?
- Lepiej nie było - odpowiedziała.
Próbowała być wesoła ale widziałem, że jest jej przykro.
- Przecież widzę, że nie - powiedziałem z troską.
- Nic mi nie jest. - odparła starając się robić pokerową minę.
W końcu odjechaliśmy. Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłem z samochodu, otworzyłem drzwi Martynce i poszedłem po walizki.
- O! Jaki dżentelmen! - powiedziała śmiejąc się.
Uśmiechnąłem się i poszliśmy do mieszkania.


 Nie czułam się najlepiej. Było mi smutno, ale kiedy tylko pomyśle o Piotrku, o tym jaki on jest, o tym ile dla mnie robi, od razu poprawia mi się humor! Jest więcej niż kolegą z pracy. Jest przyjacielem, a może kimś więcej?
Kiedy rozpakowywałam walizki myślałam o Piotrku. Uświadomiłam sobie chyba, że chyba naprawdę go kocham. Tylko nie wiem czy on mnie.
Usłyszałam głos Piotrka.
- Co się stało? - pobiegłam do kuchni.
- Kroiłem pomidory na kolację i się skaleczyłem.
- Pokaż mi to - obejrzałam palec przyjaciela - drobne skaleczenie, żyć będziesz - zaśmiałam się.
- Mam dla kogo - odpowiedział uśmiechnięty.
Zarumieniłam się.
- Nikt nigdy nie mówił mi takich rzeczy - powiedziałam.
- Może to przeznaczenie? - odpowiedział czuło Piotruś.
Przytuliłam się do niego.
- Dziękuje, że jesteś, że tak mi pomagasz - powiedziałam wzruszona.
Nic nie odpowiedział, tylko przytulił mnie jeszcze mocniej.
Nadeszła pora kolacji. Zajęliśmy miejsca przy stole, naprzeciwko siebie.
- Pamiętasz jak się poznaliśmy? - powiedział Piotrek.
- Tak! Złapałeś mnie wtedy. Dziękuje - odpowiedziałam lekko śmiejąc się.
Nagle Piotrek włączył romantyczną muzykę.
- Zatańczy pani?
- Z przyjemnością.
Tańczyliśmy dwie piosenki, po czym usiedliśmy na kanapie. Położyłam głowę na kolanach Piotrka, a on zaczął mnie głaskać po włosach. Spojrzałam mu w oczy.
- Piotruś?
- Tak?
- Czemu tak mi pomagasz?
- Po prostu zależy mi na tobie.
Wstałam i znów spojrzałam głęboko w oczy Piotrka.
- Tak jak mi na tobie - powiedziałam i pocałowałam go w usta.

02| (Nie)spodziewana wizyta

 
Martyna zaczęła płakać, nie odzywała się. Była przestraszona. Zacząłem również szarpać tego całego Marcina.
- Zostaw ją! - krzyczałem.
Nagle przyszła ochrona, widząc to chłopak puścił Martynę. Wychodząc powiedział:
- Jeszcze z tobą nie skończyłem!
Podbiegłem do Martyny, która siedziała w koncie. Była cała zapłakana i wystraszona.
- Choć wychodzimy stąd. Dzisiaj przenocujesz u mnie - powiedziałem z troską.
Wahała się, ale zgodziła. W końcu wątpię, aby chciała sama zostać w domu, w nocy, bez wsparcia.
W drodze powrotnej Martyna nie odzywała się. Próbowałem ją pocieszyć, opowiadać żarty. Po kilku minutach byliśmy w domu. Martynka usiadła na kanapie i znów płakała. Usiadłem koło niej.
- Dlaczego on Cię tak traktuje? - zapytałem ze smutkiem.
- Nigdy taki nie był. Od pewnego czasu zaczął pić, - zaszlochała. - A kiedy jest pod wpływem alkoholu jest zupełnie innym człowiekiem. To nie był pierwszy raz - powiedziała zrozpaczona Martyna.
Po tym czego się dowiedziałem zabrakło mi słów.

Nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Przytuliłam się do Piotrka.
 - A to za co? - zapytał uśmiechnięty. 
 - Za wszystko - odpowiedziałam. 
Wtuliłam się w jego ramię i momentalnie zasnęłam.

*Następnego dnia*
Obudziłam się wcześnie, jeszcze przed Piotrkiem. Ubrałam się i wyszłam. Zostawiłam kartkę z napisem ''do zobaczenia w pracy, dziękuję", ponieważ nie chciałam go budzić tylko po to, by mu podziękować. Poszłam do swojego mieszkania. Kiedy otwierałam zamek w drzwiach, bałam się co za chwilę zobaczę. Przecież mieszkałam razem z Marcinem. Nie chciałam tu zachodzić ale musiałam przebrać się w czyste ubranie. W mieszkaniu nikogo nie było. Był tylko wielki bałagan. Wzięłam pierwsze lepsze ubranie z szafy, weszłam do łazienki, przemyłam twarz, rozczesałam włosy, założyłam czyste ubranie i wyszłam.

*Pół godziny później* 

- Martynka! - usłyszałam głos Piotrka - czemu poszłaś tak wcześnie, przecież zawiózłbym cię. 
- Wiem, przepraszam. Musiałam jeszcze zajść do swojego mieszkania. - odpowiedziałam zmieszana.
Staliśmy jeszcze przez chwile. Na parking szpitala wjechał Wiktor. 
- A co wy tu jeszcze robicie? Zaraz zaczynamy! - rzekł rozwścieczony Wiktor.
Poszliśmy się przebrać. Przez następne około pięć minut nic się nie działo, oprócz tego, że mieliśmy wezwanie do kobiety, która zasłabła w pracy. Na szczęście nie było to nic poważnego. Szybko wyjechaliśmy z pacjentką do szpitala i mieliśmy chwilę przerwy. Zdążyłam pójść do toalety. Gdy wróciłam, zobaczyłam koło wjazdu dla karetek biegnącego mężczyznę z bukietem róż. Cóż, był to Marcin....

01| Nowy ratownik(?)


- Podaj mi kurtkę - usłyszałem głos Wiktora.
- A gdzie jest? - odpowiedziałem.
- Tam gdzie zawszę, na wieszaku! - wrzasnął Wiktor.
- Niech się szef tak nie denerwuje, już podaję.
- Piotr! Ile razy mówiłem Ci, żebyś tak do mnie nie mówił?!
- Dobrze, przepraszam.
Podałem kurtkę Wiktorowi po czym zabrałem się za przeglądanie gazety, która leżała na stoliku.
- Piotr! - znowu usłyszałem - dziś przychodzi Martyna, nowa ratowniczka, zajmiesz się nią - powiedział Wiktor.
- A co mam rozumieć w zdaniu 'zajmiesz się nią'?
- Po prostu zapoznasz ze szpitalem, pokażesz karetkę. Czy to jest aż tak trudne?
- Dobrze, nie ma sprawy.
Kiedy już Wiktor wyszedł myślałem o Martynie. Ale o czym tu myśleć kiedy nie wiem jaka ona jest, jak wygląda? Zadałem sobie pytanie, na które nie znałem odpowiedzi. Siedziałem tak jeszcze przez dłuższą chwilę, ale nagle przypomniało mi się, że muszę zapytać Adama czy przyniósł dla mnie segregator medyczny, który mu pożyczyłem. Niechętnie wstałem i poszedłem. Kiedy byłem obok kafejki zauważyłem dziewczynę. Widocznie gdzieś się śpieszyła, bo nie zwracała uwagi na mały stopień do, którego zmierzała. Nie mogłem pozwolić, żeby zaraz potknęła się i upadła. Nie wiedziałem jak ma na imię, a gdybym zawołał coś w stylu 'uważaj' pewnie nie zwróciła by na mnie uwagi. Przyśpieszyłem kroku aby ją zatrzymać lecz nieznajoma była już przy schodku. Nagle błyskawicznie znalazłem się w tym miejscu, a dziewczyna nie widząc ani mnie, ani stopnia potknęła się, upadając prosto w me ramiona. Spojrzała mi głęboko w oczy, co ja oczywiście odwzajemniłem. Miała śliczne oczy. Brązowe. Pewnie osoba, która by nas obserwowała pomyślała by sobie, że zaraz pocałujemy się. Nasze usta były blisko siebie, a biorąc pod uwagę, że trzymała ona ręce na mojej klatce piersiowej, a ja obejmowałem ją w pasie, tym bardziej sprzyjało sytuacji. Krótka ale romantyczna chwila wydawała mi się wiecznością. Nagle stwierdziła, ciągle w moich objęciach;
- Dziękuję, jesteś moim bohaterem - zażartowała.
- Nic wielkiego, przecież po to jestem ratownikiem!
Piękną chwilę przerwał Wiktor.
- Widzę, że już się poznaliście?
W tej chwili zrozumiałem, że to jest Martyna! Osoba z którą od dziś będę się codziennie widzieć!
- Piotr! Co ja Ci mówiłem?! Pokaż Martynie karetkę! - zdenerwował się Wiktor.
- Yyyyy, tak tak, już idziemy - odpowiedziałem, jąkając się.
- To ruchy Piotr! Za godzinę nasz dyżur!




*kilka minut później *
Kiedy pokazałem Martynie gdzie znajdują się poszczególne rzeczy, pomyślałem, że warto poznać ją bliżej.
- No więc - powiedziałem lekko zawstydzony - dlaczego akurat medycyna?
- To trochę skomplikowane. Mój tata uważa moje wybory za zwykłe fanaberie, a ja chce mu pokazać, że umiem podejmować dobre decyzje - odpowiedziała obojętnie Martyna.
Kiedy to usłyszałem zrobiło mi się jej szkoda.
- Przykro mi z powodu...
Nie dokończyłem, ponieważ akurat w tej chwili przyszedł Wiktor.
- Zbierajcie się, mamy wezwanie - powiedział.
Po rozmowie z Piotrkiem straciłam humor. Nie lubię rozmawiać o moim ojcu. Na szczęście nie mogłam długo myśleć o tej sprawie, gdyż byliśmy już na miejscu wezwania. Weszliśmy do mieszkania. Wiktor zaczął badać rannego. Podobno mężczyzna spadł z dachu. Nie wyglądało to na coś poważnego, ale nagle doszło do zatrzymania krążenia. Wiktor momentalnie zareagował, prosząc mnie o defibrylator.
- Odsuńcie się! - krzyknął Wiktor.
Ja i Piotr staliśmy koło siebie. Po krótkiej chwili Wiktorowi udało się uratować pacjenta. Zeszłam na dół po nosze.

*godzinę później*

W pokoju służbowym spotkałem Adama i Martynę. Kiedy wyszła, Adam powiedział:
- Niezła jest ta nowa. Ciekawe czy ma chłopaka?
- Nawet jeśli nie, to nie masz szans!  - Powiedziałem żartobliwie.
- Na pewno mam większe od Ciebie!
- Haha, śmieszny jesteś! Mogę się założyć, że najpóźniej za dwa tygodnie będziemy razem!
Oczywiście powiedziałem to na żarty, ale Adam wziął to na poważnie. Nie miałem już wyboru. Zgodziłem się. Kiedy miałem już iść do domu spotkałem Martynę.
- Może pójdziemy na piwo? - zaproponowałem.
- A wiesz, czemu nie. - odpowiedziała promiennie.
Po drodze starałem się lepiej ją poznać. Czas zleciał szybko. Weszliśmy do baru.
- Ja stawiam - powiedziałem.
Zajęliśmy miejsca i rozmawialiśmy. Nagle Martyna zrobiła przerażoną minę.
- Co się stało? - spytałem.