27. Przeciwieństwa się... Przyciągają?


Rano obudziłam się sama. Nie miałam ochoty wstawać z łóżka pomimo, że czułam się lepiej. Nareszcie jak dawniej, przed chorobą. Miałam ochotę wyjść z domu. Pogoda dzisiaj dopisywała, świeciło słońce, a na niebie nie było żadnej chmury. Zapowiadał się bardzo miły dzień. Nie myśląc oczywiście o tym, że nadal nie mogę ruszać się z mojego łóżka. Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać gdzie jest Piotrek. Z tego co wiem do pracy ma dopiero na 12, więc powinien być jeszcze w domu. Szybko jednak wiedziałam gdzie jest. Usłyszałam dźwięk upadającego talerza w kuchni. Wstałam z łóżka i poszłam zobaczyć co się stało.
- Och Ty kucharzu - powiedziałam. Piotrek stał na środku kuchni z tostami. A raczej tostami na jego koszulce.
- Obudziłem Cię?
- Nie. - Pomogłam mu posprzątać, a chłopak uśmiechnął się i miał zamiar mnie pocałować.
- Najpierw idź się przebierz, a potem mnie całuj. - Zaśmiałam się.
- Takiego już mnie nie kochasz?
- Kocham, kocham, ale zdecydowanie wole Cię w tej czyściejszej wersji. Idź już.
Piotr poszedł do pokoju, a ja zajrzałam do lodówki. Wrócił mi też apetyt. Wyciągnęłam kilka rzeczy i zrobiłam kilka kanapek.
- Przecież bym je zrobił. - Chłopak mnie odciągnął.
- Piotrek ja nie mogę leżeć ciągle w łóżku!
- Przecież możesz jeszcze na kanapie w salonie.
- Dzięki. - Powiedziałam ironicznie, a on się zaśmiał.
Tak jak Piotrek poradził, usiadłam na kanapie. Tu przy najmniej jest większy telewizor. Ten dzień pewnie znów przy nim spędzę. Co innego można robić, kiedy trzeba ciągle leżeć? Została mi jeszcze książka, jednak teraz nie miałam na nią ochoty.
- Śniadanie podano. - Piotrek podał mi talerz i usiadł obok.
- Śniadanie, które sama zrobiłam. Namęczyłeś się, prawda Piotruś?
- Oczywiście, musiałem je tu przynieść z kuchni! - Zaśmiałam się. - Chyba się już lepiej czujesz.
- A skąd wiedziałeś?
- Ja wszystko wiem.
Razem zjedliśmy śniadanie. Oparłam się o ramię Piotrka, a on objął mnie w tali.
- Zaraz dwunasta, nie powinieneś wychodzić?
- Powinienem.
- Wiktor będzie zły jak się spóźnisz.
- Martynka spokojnie, dojadę za dziesięć minut.
Siedzieliśmy jeszcze przez chwilę, po czym chłopak pocałował mnie w usta i wstał.
- Pozdrów ode mnie Wiktora i Adama jeśli będziesz się z nim widział - powiedziałam.
- Pozdrowię. - Piotrek ubrał kurtkę i pocałował mnie raz jeszcze. - Do zobaczenia.
Poszłam do pokoju się ubrać. Wyciągnęłam z szafy jasne dresy i niebieską bluzkę, a włosy związałam w koka. Wychodząc z pokoju, chwyciłam książkę i telefon ze stolika. Spojrzałam na wyświetlacz, kilka nieodebranych połączeń. Wszystkie były od mojej mamy. Nie miałam jednak zamiaru do niej dzwonić. Odłożyłam telefon na kanapę i zajęłam się czytaniem książki. Po przeczytaniu około 30 stron mogę stwierdzić, że jest niesamowita! Opowiada o dziewczynie, która w wieku 2 lat przeprowadziła się razem z ojcem i starszą siostrą do Madrytu ze względu na śmierć matki. Przez kilkanaście lat podróżowali po świecie, aż w końcu wrócili do swojego rodzinnego domu w Buenos Aires i tam zaczyna swoje nowe życie.


Kiedy otworzyłem drzwi do pokoju ratowników, za biurkiem zobaczyłem nie Wiktora, a mężczyznę w okularach. Tego samego, który wczoraj rozmawiał z doktorem i z którym kłóciłem się na parkingu.
- Co pan tutaj robi? - Zwrócił się do mnie oburzony. - Tu nie wolno wchodzić!
- Tak się składa, że tu pracuję - zdziwiłem się.
- Dzień dobry Piotr. - Do pokoju wszedł Wiktor.
- Dzień dobry doktorze.
- Widzę, że już się poznaliście? To jest doktor Artur Góra, będzie on zastępował Martynę. - Oznajmił.
- Doktorze, ale Martyna niedługo wróci.
- Z tego co mi wiadomo, pani Martyna nie jest w stanie teraz wykonywać swojej pracy. - Wtrącił Góra.
- To chyba pan mało wie.
- Piotr, spokojnie. Rozmawiałem z Martą, wszystko mi powiedziała i narazie musimy ją zastąpić. - Powiedział Wiktor, a doktor Góra posłał na mnie wrogie spojrzenie. Wiedziałem, że nie będzie nam się dobrze współpracowało.


Ten dzień nie należał do ciężkich. Kiedy wróciliśmy z ostatniego wyjazdu, usiadłem na fotelu. Siedziałem tak przez dłuższy czas.
- Piotr, muszę dzisiaj wyjść szybciej, jeździcie teraz z doktorem Górą. - Powiedział Wiktor.
- Pan żartuje?
- Nie Piotr, mam zebranie w szkole u Zosi.
- Ale doktorze. - Wstałem.
- Do jutra Piotr.
- Do widzenia. - Odpowiedziałem obojętnie. Kilka chwil później miałem swoje pierwsze wezwanie z Górą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz